24 września 2013

8. „Zrozumiała, że rzeczywistość, której pozwoliła zaistnieć, przejęła całkowicie kontrolę nad jej życiem.”



Hermiona stała zdezorientowana między Draconem a Ronem, mając przy tym wrażenie, jakby znalazła się między młotem a kowadłem. Czuła jak gorąca krew zaczyna napływać do jej policzków, które po raz kolejny nabierały szkarłatnego koloru. Na swój kobiecy sposób miała ochotę rzucić się na Malfoya i z lubością wydrapać mu oczy. Wiedziała jednak, że zrobienie tego przy Ronaldzie nie byłoby dobrym posunięciem. Stłumiła więc w sobie falę gniewu i rozluźniła zbielałe od ciągłego zaciskania się piąstki. Jedynie jej oczy pozostały niezmienione, ponieważ nadal ciskały złowrogie ogniki w kierunku blondyna. Dziewczyna nieustępliwie lustrowała go swoim przenikliwym spojrzeniem, poruszając przy tym bezgłośnie ustami.
- Jeszcze się policzymy, Malfoy.
Po chwili bez słowa pociągnęła rudowłosego Gryfona za rękaw, dając mu tym samym znak, że przedstawienie dobiegło końca. Sama też odwróciła się na pięcie i wolnym krokiem udała się na górę, odprowadzana śmiechem arystokraty. Kiedy znalazła się w swoim dormitorium z impetem trzasnęła dębowymi drzwiami. Widząc, że Ron otwiera usta, by coś powiedzieć, zwróciła się do niego, mówiąc przez zaciśnięte zęby:
- Tylko tego nie komentuj!
- Hermiona… - Gryfon stał przy oknie z założonymi rękoma i bacznie obserwował poczynania dziewczyny, która krzątała się po dormitorium w poszukiwaniu suchych ubrań. – Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi? Hermiona!
Brązowowłosa puściła mimo uszu to pytanie i zamknęła się w łazience, natomiast Ron zirytowany jej zachowaniem, opadł na kanapę. Tymczasem dziewczyna usiadła na brzegu wanny. Dotarło do niej, że kiedy wyjdzie, będzie musiała gęsto tłumaczyć się z zaistniałej sytuacji. Usiłowała ułożyć jakieś wyjaśnienie, jednak jak na złość, nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Biła się z myślami przez kilka długich minut, po czym zrezygnowana zaczęła zrzucać z siebie przemoczone ubrania. Po kwadransie opuściła toaletę i zajmując miejsce obok chłopaka, delikatnie uniosła kąciki ust ku górze.
            - Nareszcie. Myślałem, że się nie doczekam – burknął pod nosem, nie zaszczycając jej spojrzeniem. – Powiesz mi, dlaczego miałaś ochotę zabić Malfoya? I dlaczego byłaś cała mokra? No i, czy on miał z tym coś wspólnego?
            - To nic takiego – odpowiedziała spokojnie, a uśmiech nie zniknął z jej twarzy.
            - Skoro tak stawiasz sprawę… - Ron podniósł się z kanapy i już miał wychodzić, kiedy Gryfonka zastąpiła mu drogę. Wspięła się na palcach i odszukała jego usta, składając na nich delikatny pocałunek. Kiedy oderwała się od nich, popatrzyła z nadzieją w niebieskie tęczówki, które już po chwili spoglądały na nią pogodnie.
Właśnie to w nim lubiła. Był taki potulny i łagodny, zawsze udawało jej się szybko go udobruchać. Był przy niej zawsze, wiedziała, że zawsze będzie. Mogła na niego liczyć w każdej sytuacji, ufała mu. Wiedziała, że nigdy jej nie zawiedzie, w końcu był jej przyjacielem. Tak jak Harry. Nie okłamuj się, przecież go nie kochasz. Hermiona spuściła wzrok i powoli podeszła w stronę łóżka. Dotknęła miękkiej pościeli, a jedwabny materiał pieścił wnętrze jej dłoni. Usiadła na skraju posłania i podciągnęła kolana pod brodę. Nie próbowała już nawet powstrzymywać natrętnych myśli, bo wiedziała, że nie będzie w stanie nadal się okłamywać. Prawda być może była bolesna, ale zawsze powtarzała, że wolała taką prawdę niż nawet najpiękniejsze kłamstwo. Traktowała Rona tylko jako przyjaciela. On i Harry byli dla niej jak bracia. Nigdy nie chciała, by było inaczej. Kiedy tego pamiętnego wieczoru Ron wyznał jej miłość, nie potrafiła mu odpowiedzieć. Uznała wtedy, że uczucie przyjdzie później. Jednak w miarę upływu czasu zaczynała rozumieć, że tak się nigdy nie stanie. Był jej przyjacielem, dobrym, lojalnym, wspaniałym przyjacielem. I chociaż bardzo starała się, by było inaczej to nie potrafiła tego zmienić. Nienawidziła nie mieć kontroli nad swoim życiem. Zawsze dążyła do tego, aby wszystko w nim było na swoim miejscu, poukładane tak, jak tylko ona tego chciała. Tymczasem los postanowił spłatać jej figla w tak ważnym i trudnym momencie. Wyrwała się z letargu, kiedy poczuła ramię obejmujące delikatnie jej talię.
- Chciałbym ci coś powiedzieć – spojrzał w jej orzechowe tęczówki i odgarnął kosmyk, opadający na różowy policzek. Dziewczyna uniosła nieznacznie głowę, uśmiechając się smutno. – Za trzy dni ruszamy z Harrym w drogę. Szkoda, bo nie zdążyłem się tobą nacieszyć.
- Ron… Ja-ja… Musisz coś wiedzieć – Weasley usiłował złapać jej chłodną dłoń, lecz dziewczyna szybko wyrwała ją z uścisku.
- Hermiona, cieszę się, że tutaj będziesz. Będę miał dla kogo wrócić. Będę o to walczyć. Bo mam ciebie. Tylko to się dla mnie liczy. Kocham cię.
 Gryfonka poczuła jak twarda gula staje jej w gardle, a słone łzy zaczynają napływać do jej oczu. Zrozumiała, że Ron złożył swój los w jej ręce, skazując ją tym samym na ciężar ogromnej odpowiedzialności, na którą nie była przygotowana. Zrozumiała, że rzeczywistość, której pozwoliła zaistnieć, przejęła całkowicie kontrolę nad jej życiem.

~*~

Jeśli będziesz chciała odejść
nie będę Cię zatrzymywał. […]
Możesz biec, możesz się chować,
ale nie możesz uciec mojej miłości.
Możesz biec, możesz się chować,
ale nie uciekniesz przed moją miłością.1

~*~

Dziewczyna biegła przez błonia ile sił w nogach, a słone łzy zwilżały jej pełne policzki. Nie zastanawiała się, dokąd zmierza. Chciała, aby każdy milimetr jej skóry poczuł tę wolność, którą ona sama czuła w swoim sercu. Pragnęła zachłysnąć się nią i łapczywie czerpać z niej pełnymi garściami, jak gdyby bała się, że może ją ponownie utracić. Ginny spieszyła przed siebie, a jej wzrok nie nadążał z przetwarzaniem obrazów rzeczywistości, które mijała. Kiedy znalazła się na dziedzińcu, na chwilę odwróciła się za siebie. Zauważyła jak niebo zaciąga się ciemnymi burzowymi chmurami. W tym samym momencie poczuła, że wpadła na kogoś. Straciła równowagę i runęła na ziemię.
            - Patrz jak łazisz, ty… - Chłopak odwrócił się, ujawniając swoją twarz. – O! Cześć, Ginny. Co tutaj robisz?
            - Hej, Cormac. Właśnie wracałam do zamku, kiedy się napatoczyłeś – uśmiechnęła się szczerze, po czym próbowała podnieść się z ziemi. – Auć! Pomożesz mi?
            - Takiej ładnej dziewczynie pomogę z przyjemnością – podał jej dłoń i już po chwili dziewczyna stała obok niego masując stłuczony pośladek. – Tak właściwie to mógłbym teraz stwierdzić, że wpadłaś jak śliwka w kompot.
            - Tak? A niby dlaczego? – Spojrzała na niego z zaciekawieniem, oczekując szybkiej odpowiedzi.
            - Ponieważ jestem twoim wybawicielem, który ma ochotę napić się z tobą gorącej czekolady. Co ty na to?
- Hmm, nie wiem, czy zasłużyłeś – Ginny w myślach wyraziła aprobatę dla tej propozycji, jednak swoim filuternym sposobem postanowiła trochę się z nim poprzekomarzać.
- Dziewczyno, no błagam! Nie widzisz, że desperacko próbuję się z tobą umówić? Nie bądź taka zimna – powiedział jednym tchem, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
            Ginny także przestała się opierać i po chwili oboje śmiali się do rozpuku. Nagle spostrzegli, że na ciemnym tle burzowego nieba pojawiła się świetlista błyskawica, a do ich uszu dobiegł potężny grzmot. Rudowłosa podskoczyła zlękniona i ponownie straciła równowagę. Jednak tym razem nie upadła, ponieważ nie pozwoliło na to silne ramię oplatające jej talię. Gryfonka zarumieniła się, ale nie spuściła wzroku. Ciszę, która zaległa między nimi postanowił przerwać McLaggen.
            - No, teraz to już musisz wypić ze mną tę czekoladę – i zanim Ginny zdążyła zareagować, ciągnął ją w stronę zamku.
            Burze w Hogwarcie miały to do siebie, że zawsze przychodziły niespodziewanie i były nieprzewidywalne. W zasadzie nigdy nie zdarzyło się, że ciemne burzowe chmury nie przyciągnęłyby za sobą ogromnej ulewy. Ginny biegnąc za Cormacem, spoglądała w stronę strzelistych okien, po których spływały strugi deszczu. Lubiła wpatrywać się w te niczego nieświadome krople, prześcigające się wzajemnie. Rudowłosa ocknęła się z letargu, gdy Gryfon wcisnął jej w dłoń kubek z gorącym napojem. W odpowiedzi na ten gest, uniosła lekko kąciki ust. Po chwili obróciła się wokół własnej osi, omiatając swoim przenikliwym spojrzeniem pomieszczenie, w którym się znajdowali. Na starych opajęczonych półkach dostrzegła mocno przykurzone podręczniki do historii magii. Dziewczyna odetchnęła głęboko, a drobinki kurzu znajdujące się w powietrzu, dostały się do jej nozdrzy, wywołując u niej kilka cichych kichnięć. McLaggen wykrzywił usta w półuśmiechu i podał Ginny chusteczkę.
            - Dzięki – powiedziała, pociągając nosem. – Ta klasa zdecydowanie należała wcześniej do profesora Binnsa.
            - Dlaczego tak sądzisz? – Chłopak przyglądał się jej uważnie, próbując odszukać brązowe tęczówki.
            - Bo zdecydowanie mam alergię na ten przedmiot.
Oboje spojrzeli na siebie porozumiewawczo i wrócili do kontemplowania zawartości swoich kubków. Ginny usiadła na starej ławce, podciągając kolana pod brodę. Cormac zajął miejsce obok dziewczyny, jednak jego nogi zwisały swobodnie pod biurkiem. Gryfoni pogrążyli się w luźnej rozmowie, czasem wzajemnie sobie dogryzając. Jednak wszystko odbywało się w pogodnej atmosferze. Ginny odsunęła od siebie myśli o Harrym, tak że pogawędka  z Cormacem zupełnie ją zaabsorbowała. Co rusz wybuchała gromkim śmiechem, kiedy chłopak przybierał posępną minę profesora Snape’a lub udawał Sybillę Trelawney, chowającą puste butelki po cherry w Pokoju Życzeń.
- Cieszę się, że wpadłam na ciebie na dziedzińcu – powiedziała, uśmiechając się łagodnie. – Chyba nie chciałam być teraz sama.
-  Coś się stało, Ginny? – Cormac spojrzał na jej filigranowe dłonie owinięte wokół kolan.
- Tak. Ale szczerze powiedziawszy to nie mam jeszcze pojęcia czy to coś dobrego, czy nie.
Gdzieś w głębi serca dziewczyna poczuła, że to spotkanie nie było przypadkowe, a w jej życiu, właśnie w tej chwili rozpoczęło się coś nowego, zupełnie innego od dotychczasowego stanu rzeczy.
           
~*~

Chciałam więcej niż mogłam unieść.
Gnało serce o krok przed rozumem.
Chciałam w zgiełku o ciszy zapomnieć.
W próżnym biegu straciłam oddech.2

~*~

            Harry stał nieruchomo, spoglądając na sylwetkę oddalającej się dziewczyny. Niespokojne myśli krążyły mu po głowie. Uczucie bezradności wypełniło jego wnętrze i poczuł wszechogarniającą słabość, niepodobną do żadnej innej. Mimo to ostatkiem sił, które w nim pozostały, próbował przekonać się, że jego intencje były jak najbardziej słuszne. Nie spodziewał się jednak, że to tak bardzo go przerośnie. Chłopak bał się, że Voldemort wykorzysta jego zażyłość z Ginewrą i po raz kolejny ja opęta. Nie mógł i nie chciał do tego dopuścić. Miał nadzieję, że jego postępowanie uchroni dziewczynę przed działaniem Czarnego Pana. Nagle w sercu poczuł potężne ukłucie złości, wypełniające go od czubka głowy po palce stóp. Voldemort kolejny raz zabierał mu to, co było dla niego najważniejsze. Zabił jego rodziców, z ręki Bellatrix zginął Syriusz, podczas Turnieju Trójmagicznego z jego rozkazu Glizdogon zamordował Cedrika Diggory’ego. Zgładził tak wielu ludzi, ale wciąż było mu mało, jakby to, co już zrobił było jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Teraz prawdopodobnie tracił miłość swojego życia. Czuł jak z każdą sekundą wyślizgiwała mu się z rąk, a on nie był w stanie nic na to poradzić. Mógł jedynie przyglądać się swojemu szczęściu, znikającemu za murami zamku.

~*~

Potrzebujesz światła tylko wtedy, kiedy robi się ciemno.
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy, kiedy zaczyna padać śnieg.
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwalasz jej odejść.
Zauważasz, że byłeś szczęśliwy, tylko wtedy, gdy ogarnia cię smutek.
Nienawidzisz drogi tylko wtedy, kiedy tęsknisz za domem.
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwalasz jej odejść.
I pozwalasz jej odejść.3

~*~

Nastał pochmurny późnowrześniowy wieczór. Hermiona postanowiła nie schodzić do Wielkiej Sali na kolację. Zamiast tego, wzięła z półki podręcznik do eliksirów i udała się do Pokoju Wspólnego. Jednym machnięciem różdżki rozpaliła ogień w komiku. Zasiadając w fotelu, zarzuciła na siebie pluszowy koc, a następnie otworzyła książkę. W spisie treści odszukała Amortencję, sprawnie przerzucała kolejne strony do momentu, kiedy znalazła właściwą. Chciała dobrze przygotować się do poniedziałkowej lekcji eliksirów, próbowała skupić swoją uwagę na czytanym tekście, jednak co rusz, coś innego przyciągało jej uwagę. Spoglądała na ogień, wesoło tańczący w kominku, wsłuchiwała się w krople deszczu, bębniące o parapet, zerkała w stronę przysypiających postaci na obrazach. Wszystko to jakby prosiło się o jej atencję. Kiedy powróciła do studiowania podręcznika, próbując odszukać wzrokiem ostatnio przeczytany fragment, usłyszała za sobą głosy Jake’a oraz Olivii, którzy pochłonięci konwersacją, nie zauważyli jej obecności. Dziarsko pokonali kolejne stopnie, po czym zniknęli za drzwiami dormitorium, należącego do blondwłosej Puchonki. Hermiona uśmiechnęła się do siebie w duchu i już miała wetknąć nos w książkę, jednak dostrzegła nad sobą platynową czuprynę. Draco minął fotel, w którym siedziała Gryfonka i usiadł na stole, opierając łokcie na kolanach.
- Podobała się kąpiel, Granger? – Zapytał, podśmiewując się pod nosem. Dziewczyna uniosła lekko prawą brew ku górze, jednak nie odpowiedziała na zaczepkę. – Aha, rozumiem, że teraz będziemy milczeć. No co ty, Granger. Nie dowalisz mi? Przecież jesteś w tym taka świetna.
- Och, zamknij się, Malfoy. Nie wszystko kręci się wokół ciebie – wstała, a pluszowy koc zsunął się powoli z jej nagich ramion. Wolnym krokiem ruszyła na górę.
- Czy tobie się wydaje, że ostatnie słowo zawsze należy do ciebie? – Po dłuższej chwili młody arystokrata podążył śladami dziewczyny, doganiając ją u szczytu schodów.
- Bynajmniej. Po prostu nasze relacje mają to do siebie. Jeszcze tego nie zauważyłeś? – Hermiona uśmiechnęła się kpiarsko, zamykając za sobą drzwi dormitorium. Draco jednak nic sobie z tego nie zrobił, bowiem chwilę później znajdował się już w pokoju brązowowłosej Gryfonki. – Upadłeś na głowę, Malfoy? Wyjdź stąd i nie łaź za mną.
- Jeśli myślisz, że robię to dla przyjemności to jesteś w błędzie, Granger.
- Jeśli nie dla przyjemności to niby dlaczego? Przecież ot tak nie łaziłbyś za szlamą. Więc może jednak coś w tym jest – zauważyła, a ironiczny uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Nawet gdybyś wlała we mnie cały kociołek Amortencji to nie robiłbym tego z przyjemności – Ślizgon zgrabnie wybrnął z kłopotliwej sytuacji, dziękując w duchu za swoją wrodzoną błyskotliwość. Przez chwilę stali naprzeciwko siebie wzajemnie mierząc się wzrokiem.
- Wyjdź – powiedziała i skinieniem głowy wskazała na dębowe drzwi.

~*~

Wychodzę, to była długa noc.
Za długa na nas dwie,
duszę Twoją, duszę moją.
To niewyspane miejsce
na obolałą skroń.
Spróbuj choć raz niechcący chcieć
posłuchać mnie, kochanie.
Na serca dnie
niebieski kolor jest,
czy tego chcesz, czy nie.
I nie bój się,
gdy tak jak ja, szczęścia nie rozumiesz.4

~*~

Następnego dnia Harry i Ron nie pojawili się na zajęciach, dlatego Hermiona większość czasu spędzała w towarzystwie Ginny. Rudowłosa już przy śniadaniu rozpoczęła swoją opowieść o wydarzeniach minionej niedzieli. Szczegółowo opisała przebieg jej rozmowy z Harrym, niespodziewany pocałunek i zaskakująco miłe popołudnie z Cormacem. Dziewczyna ucieszyła się, widząc pełną energii przyjaciółkę. Po obiedzie Hermiona udała się w stronę klasy profesora Slughorna, aby odbyć dwugodzinną lekcję eliksirów. Kiedy wszyscy weszli do klasy, Gryfonka zajęła swoje stałe miejsce.
            - Witam was, moi drodzy. Tak jak zapowiadałem w zeszłym tygodniu, dziś zajmiemy się przygotowywaniem najsilniejszego eliksiru miłosnego na świecie. Jakieś sugestie? – Horacy prawie natychmiast ujrzał w górze rękę Hermiony. – Tak, panno Granger?
            -  To Amortencja. Jej zapach każdy odczuwa inaczej, w zależności, co kto lubi. Jednak nie wzbudza ona prawdziwej miłości, bo to niemożliwe – oznajmiła z pewnością w głosie.
            - Świetnie, panno Granger! Pięć punktów dla Gryffindoru. To prawda – eliksir ten nie wzbudza prawdziwej miłości, może jedynie wywołać silne zadurzenie, a nawet obsesję, dlatego uważa się, że jest jednym z najniebezpieczniejszych eliksirów. Dziś zajmiemy się jego uwarzeniem. Ale najpierw podzielę was na pary. A w ramach zawierania nowych przyjaźni w parze będzie jedna osoba z Gryffindoru i jedna ze Slytherinu.
W klasie dało się słyszeć pomruki niezadowolenia. Jednak najbardziej niepocieszona z obrotu spraw wydawała się Pansy, której decyzja Slughorna najwyraźniej pokrzyżowała plany względem tlenionego blondyna. Horacy natomiast przechadzał się między ławkami, dobierając kolejne pary.
- Proszę, proszę… Panna Brown, hmm… Z panem Zabinim… Panna Granger… - Hermiona spojrzała z przerażeniem przed siebie, kiedy usłyszała swoje nazwisko. – Niech pomyślę… Może z  panem Malfoyem.
Dziewczyna próbowała zaprotestować, jednak nie zdążyła, ponieważ w tej samej chwili tuż obok niej usadowił się młody arystokrata.
- Wiem, wiem, Granger – zaczął, zauważywszy jej zrezygnowaną minę. – Mi też się ten pomysł nie podoba, ale spójrz na to z tej strony - będziesz mieć niepowtarzalną okazję pracować z mistrzem eliksirów.
Sto razy bardziej wolałabym zajmować się sklątkami niż przygotowywać z tobą Amortencję, Malfoy – powiedziała do siebie w myślach, ciężko przy tym wzdychając.
Dwugodzinne zajęcia minęły im w mgnieniu oka. Nie obyło się wszak bez wzajemnych docinków i przytyków. Mimo to słowne utarczki napędzały tylko robotę, ponieważ każde z nich chciało drugiemu udowodnić, że przewyższa go umiejętnościami. Ilekroć profesor Slughorn przechodził obok ich cynowego kociołka nie mógł wyjść z podziwu, ponieważ był zachwycony efektami ich pracy.
- Omówieniem uwarzonych przez was eliksirów zajmiemy się na następnych zajęciach. Tymczasem dziękuję wam bardzo za dzisiejszą lekcję. Do zobaczenia – ogłosił nauczyciel, po czym wszedł do swojego gabinetu.

~*~

Twoje usta są jak rewolwer, strzelający kulami w niebo.
Twoja miłość jest jak żołnierz, wierna aż do śmierci.
I patrzyłem w gwiazdy przez długi, długi czas.
Zgasiłem ogień mojego życia.
Wszyscy chcą zapłonąć, ale boją się poparzyć.
I dzisiaj jest nasza kolej.5

~*~

            Późnym popołudniem Hermiona wraz z Ginny siedziały w Pokoju Wspólnym Prefektów, odrabiając zadania na następny dzień. Pochłonęła je luźna pogawędka. Żartowały i śmiały się na przemian. Ale mimo pozytywnej atmosfery czuły, że nadchodzą trudne czasy. Obie bardzo bały się o Harry’ego i Rona, ponieważ doskonale zdawały sobie sprawę, z możliwych konsekwencji ich wyprawy. Jedynym pocieszeniem był fakt, że Dumbledore wyrusza z nimi. Gryfonki wspierały się wzajemnie, dodając sobie otuchy. Hermiona postanowiła nie dokładać zmartwień Rudowłosej, dlatego nie pytała o jej zamiary związane z Harrym. Widziała, że ta sprawa bardzo ją przygnębiła. Znała ją wystarczająco długo, by widzieć, że pod płaszczykiem dobrego humoru kryje się niewypowiedziany smutek i żal. Sama również czuła się fatalnie. Nigdy nie chciała nikogo oszukiwać, a tymczasem Ron nieświadomie postawił ją pod ścianą, w sytuacji, kiedy nie miała innego wyboru. W tych okolicznościach zdecydowała się wybrać mniejsze zło. Jej rozmyślania przerwał Jake, który nagle pojawił się w Pokoju Wspólnym.
            - Dobrze, że jesteście – zwrócił się do Hermiony i Dracona, który w tej samej chwili stanął u szczytu schodów. – Profesor Dumbledore wzywa was do swojego gabinetu.

~*~

Gdybym nie był sobą,
gdybym w mojej bitwie miał kogoś,
czy bym wtedy zwątpił i wciąż stał?
Gdyby każda strata mogła zysk dać i na mojej drodze,
Gdyby każdy kolec różę miał.6


_____________
Wykorzystane utwory:
1. Enrique Iglesias – Escape.
2. Varius Manx – Przebudzenie.
3. Passenger – Let her go.
4. Natalia Przybysz – Niebieski.
5. James Blunt – Bonfire heart.
6. LemON – Nice.

14 marca 2013

7. „Obiecuję.”




Hermiona stała oparta o drzwi swojego dormitorium. Przymknęła powieki, a jej nozdrza drgały złowrogo z każdym kolejnym oddechem. Po chwili jednak na jej ustach zawitał kpiarski uśmieszek, podobny do tego, który zazwyczaj gościł na twarzy Malfoya. Kiedy już pogratulowała sobie niebywałej błyskotliwości, doceniła również to, że w tak niecodziennej sytuacji potrafiła zachować zimną krew. Była podbudowana faktem, że udało jej się stanąć twarzą w twarz ze swoim największym wrogiem. Dumna jak paw podeszła do biurka z zamiarem napisania eseju. Usiadła na krześle, odkładając książki na bok. Otwarła szufladę i z pietyzmem wyciągnęła z niej rolkę pergaminu, który radośnie zaszeleścił. Sięgnęła po pierwszy podręcznik. Długo przeglądała kolejne strony w poszukiwaniu odpowiednich informacji. Usilnie próbowała skupić uwagę na czytanym tekście, jednak co chwilę mimowolnie przesuwała wzrok na dębowe drzwi, za którymi jakiś czas temu pozostawiła oszołomionego Ślizgona. W tej chwili jej myśli wcale już nie koncentrowały się na wypracowaniu, powędrowały do pokoju obok, w którym znajdował się młody arystokrata. Brązowowłosa Gryfonka zachodziła w głowę, co miało znaczyć zachowanie Dracona i co chciał nim osiągnąć. Przecież nienawidził jej z całych sił. Mogła sobie wyobrazić jak potężne było to uczucie, ponieważ ona darzyła go podobnym. Tym bardziej nie potrafiła zrozumieć, co kierowało nim, kiedy swoim zmysłowym głosem zadał jej to bezpośrednie pytanie. „Podobało ci się wczoraj, prawda Granger?” – dreszcz ekscytacji przeszedł po jej plecach na to wspomnienie. Jednocześnie przypomniała sobie orzeźwiający aromat jego perfum, na który składał się zapach drzewa cedrowego i bergamotki. Hermiona otwarła oczy i zdając sobie sprawę z tego, co zajmowało jej myśli przez dłuższy czas, spoliczkowała się delikatnie. Głupia! Cokolwiek ten dupek chciał osiągnąć to pewnie mu się to udało. Nie może tak być, że osoba niegodna twojej uwagi właśnie ją otrzymuje. Zabierz ty się lepiej za naukę, bo to wychodzi ci najlepiej. Dziewczyna odrzuciła więc od siebie refleksje, powracając do wertowania kolejnych książek. Kiedy zebrała wyczerpujący materiał, przeczytała go kilkakrotnie. W końcu uznała, że zgromadzone notatki ją zadowalają. Odkręciła pojemnik z atramentem i zanurzyła w nim końcówkę pióra. Po chwili pergamin zapełniał się już słowami, które wypływały spod metalowej stalówki. Tymczasem w pokoju obok przystojny Ślizgon siedział w fotelu obitym szmaragdowozieloną tkaniną, popijając whisky. Jego stalowoszare tęczówki, ciskające złowrogie ogniki, zwrócone były w bliżej nieokreśloną przestrzeń za oknem. Fale wściekłości zalewały jego wnętrze, a on nie starał się nawet tego ukrywać. Zaciskał nerwowo palce na trzymanej w dłoni szklance, każdy mięsień jego ciała był napięty do granic wytrzymałości, a na jego skroni pojawiła się pulsująca żyłka. Przeczesał swoją trupiobladą ręką blond czuprynę, po czym wstał i podszedł do okna. Odstawił szklankę na parapet, natomiast on sam oparł się o ścianę i wpatrywał się w świat za szklaną taflą. Czuł ogromną złość, którą wyrażało całe jego ciało od zmarszczonych brwi przez zaciśnięte zęby i pięści. Dałeś się podejść szlamie, Draco. Wiedział, że była gryfońską kujonką, która zdobywała dla swojego domu większość punktów, jednak nigdy nie posądzał jej o błyskotliwość. Tymczasem dotarło do niego, że na tym polu Granger była równie dobra jak on. Starał się odgonić od siebie te myśli, gdyż twierdził, że ujmą na jego honorze byłoby uważanie szlamy za godnego przeciwnika. Draco przymknął powieki, kręcąc głową z dezaprobatą. Odwrócił się od okna i zawiesił wzrok na pianinie, które stało nieopodal biurka. Zawahał się przez moment, ale po chwili podszedł do niego i przeciągnął palcami po klawiszach. Usiadł na ławie, podnosząc dłonie nad biało-czarną klawiaturę, a jego palce zaczęły w powietrzu wygrywać niemą muzykę. Była to jedna z tych rzeczy, których nauczył się w domu. Zawsze kiedy jego ojciec wywoływał kolejną awanturę, Draco zamykał się w pokoju. By nie słyszeć krzyków Lucjusza i rozpaczliwych błagań matki, siadał przy pianinie i grał. Gdy kończył, do jego uszu dobiegał zazwyczaj tylko odgłos kroków i usilnie tłumionego szlochu. Jednak zasady od dziecka wpajane przez ojca nie pozwalały mu na okazanie jakichkolwiek uczuć. Siedział więc wtedy nieruchomo, a swoim pustym spojrzeniem patrzył w kierunku okna. Młody arystokrata otworzył oczy, wyrywając się tym samym z letargu. Dotknął jeszcze raz kilku klawiszy, po czym szybkim ruchem zamknął wieko pianina. Jego sposób na ukojenie nerwów i tym razem go nie zawiódł. Ślizgon ponownie podszedł do okna. Podniósł szklankę z whisky i przyłożył ją do spierzchniętych ust. Stojąc w bezruchu wpatrywał się leniwie w uczniów spędzających niedzielne popołudnie na błoniach.

~*~

Od początku zawsze inni,
jak korzeń drzewa i lot ptaka.
Inne serce bije w nas,
jednak los nam ręce splata,
dotyk czyni cuda.
I dlatego tu jesienny mój schron,
tu zimowy mój dom.
Ja ogień, Ty woda.1

~*~

Harry spacerował wzdłuż brzegu jeziora od kilkunastu minut, zastanawiając się nad słowami Hermiony. „Dlaczego wszyscy wiedzą o tym, że się w niej podkochujesz tylko nie ona sama? Miała rację. Chociaż nie, przecież nie wszyscy wiedzieli, inni może tylko się domyślali. Ale skoro wszyscy to dlaczego nie ona? Byłoby łatwiej. Wybraniec starał się ułożyć sobie w głowie możliwy scenariusz rozmowy z rudowłosą. Wiedział jednak, że na niewiele się to zda, bo albo twarda gula stanie mu w gardle, albo rozmowa potoczy się zupełnie inaczej. Harry zawrócił, a kiedy dostrzegł idącą w jego kierunku Weasleyównę, przyspieszył kroku. Spotkali się w połowie dzielącej ich wcześniej odległości.
- Cześć, Harry – powiedziała Ginny, uśmiechając się smutno.
- Może usiądziemy? – Wybraniec odwzajemnił uśmiech, wskazując jednocześnie na miejsce pod drzewem.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, wolałabym się przejść – odszukała wzrokiem jego zielone tęczówki, a kiedy zobaczyła w nich aprobatę, ruszyła przed siebie wolnym krokiem.
Szli ramię w ramię przed dłuższą chwilę, a między nimi wyrósł jakby niewidzialny mur milczenia. Tę krępującą ciszę postanowiła przerwać Ginny.
- Harry. Wiem, że to ty chciałeś ze mną porozmawiać, ale czuję, że jeśli ci tego teraz nie powiem to nie zrobię tego już nigdy – Gryfonka zatrzymała się nagle, złapała jego chłodną dłoń i stanęła naprzeciwko niego. Wszystkie uczucia, które żywiła do tego chłopaka w tym momencie uderzyły w nią ze zdwojoną siłą. Nie potrafiła dłużej tego ukrywać, nie przed nim. – Cokolwiek się stanie, cokolwiek na to odpowiesz, ja muszę to w końcu powiedzieć. Zbyt długo trzymałam to wszystko w tajemnicy. Harry, ja cię kocham.
- Ginny… - Potter spojrzał w jej brązowe oczy i dotknął różowego policzka.
- Proszę, daj mi skończyć – westchnęła, odsuwając jego dłoń. – To z dnia na dzień jest dla mnie coraz trudniejsze. Wiem, że masz misję do spełnienia, wiem to od dawna. Ale proszę, po prostu pozwól mi się kochać, tak zwyczajnie.
Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Czuła się szczęśliwa, chciała zacząć żyć jak normalna dziewczyna w jej wieku. Teraz było jej obojętne, czy z ukochanym mężczyzną u boku, czy bez. Ginny pragnęła po prostu żyć.

~*~

Tymczasem w dormitorium Hermiona zapisywała właśnie ostatnie zdanie swojego wypracowania. Kiedy skończyła, postanowiła jeszcze raz przeczytać całość w celu znalezienia ewentualnych błędów, które czasem, choć nieczęsto się pojawiały. Ucieszona końcowym efektem, zwinęła pergamin i odłożyła go na bok. Po chwili podeszła do okna. Zobaczywszy piękną pogodę, postanowiła udać się na spacer, by złapać kilka ciepłych promieni słonecznych przed zbliżającą się nieustannie jesienną słotą. Wzięła pod pachę ulubioną książkę pewnej mugolskiej autorki i z uśmiechem na ustach opuściła dormitorium. Szybkim krokiem przemierzała hogwarckie korytarze, aż w końcu znalazła się na szkolnym dziedzińcu. Korzystając z tego, że nikogo nie było w pobliżu, przeciągnęła się zamaszyście, jednocześnie wdychając świeże powietrze. Nagle kątem oka zauważyła zbliżających się w jej stronę Lunę i Neville’a, którzy zawzięcie dyskutowali o zastosowaniu ciemiernika. Próbowali namówić Hermionę, aby została sędzią w ich sporze, kiedy jednak zauważyli znikome zainteresowanie tematem z jej strony, pożegnali ją uśmiechem i ruszyli dalej, dogadując sobie wzajemnie. Hermiona uśmiechnęła się na ten widok, lubiła obserwować szczęśliwych ludzi, ich gesty, lubiła słuchać jak mówią i co mówią. Jej zdaniem Luna i Neville pasowali do siebie jak mało kto. Czuła sympatię do tej pary, kibicowała im, chociaż nigdy się tym nie zdradzała. Kiedy przyjaciele zniknęli jej z oczu, odwróciła się i dziarskim krokiem pomaszerowała w stronę jeziora. Po chwili dotarła na miejsce, usiadła na pomoście i odwróciła twarz w stronę słońca. Siedziała tak dobrych kilka minut, spoglądając na uczniów spacerujących po błoniach. W oddali dostrzegła też Harry’ego i Ginny. Ucieszyła się na myśl, że udało im się w końcu spokojnie porozmawiać. Spojrzała na ich splecione dłonie, w duchu licząc na to, że między tą dwójką w końcu dojdzie do porozumienia. Wpatrując się w przyjaciół, odszukała po omacku książkę i położyła ją sobie na kolanach. I co mi ciekawego dzisiaj powiesz, Bridget Jones? Otworzyła ją na losowej stronie i zagłębiła się w lekturze. „Po powrocie do domu zastałam na sekretarce trzy wiadomości od Daniela, żebym zadzwoniła. Nie zadzwoniłam, idąc za radą Toma, który przypomniał mi, że jedyny sposób, aby wygrać z mężczyzną, to traktować go naprawdę paskudnie.” 2 Zamyśliła się nad ostatnim zdaniem, które przeczytała. Istotnie, pani Fielding miała rację, pisząc te słowa. Hermiona zauważyła, że im bardziej była wredna i złośliwa w stosunku do Malfoya, tym lepsze w jej odczuciu osiągała efekty. Postanowiła nadal stosować tę taktykę i w miarę możliwości ją doskonalić. Odłożyła książkę, położyła się na zimnych deskach pomostu i zamknęła oczy. Promienie słoneczne z całą stanowczością przedzierały się przez jej przymknięte powieki, powodując ich ciągłe mrużenie. Po chwili Hermiona poczuła, że snop jasnego światła ustępuje miejsca ciemnej łunie. Otwarła oczy i zobaczyła stojącego nad nią blondyna.
- Co ty tu robisz, Malfoy? – Zapytała zmieszana i natychmiast wstała, nie chciała bowiem dać mu poczucia wyższości.
- Granger, doszedłem do wniosku, że bardzo brzydko mnie dziś potraktowałaś – powiedział ze stoickim spokojem, przeczesując dłonią grzywkę.
- Aha, i przyszedłeś tutaj po to, żeby mi to powiedzieć – założyła ręce na klatce piersiowej, czekając na odpowiedź.
- No, niezupełnie. Tak jak powiedziałem, to było nieładne z twojej strony, dlatego przeproś mnie – spojrzał na nią z pogardą i wykrzywił usta w ironicznym uśmieszku.
- Co? Chyba kpisz! – Hermiona usiłowała zachować powagę, jednak po chwili wybuchnęła gromkim śmiechem. – Masz mnie za kretynkę?
- Szczerze mówiąc, tak. Ale to chyba nie jest dla ciebie tajemnicą.
- Tak samo jak nie jest dla mnie tajemnicą to, że ty jesteś idiotą – Gryfonka próbowała zwinnie go ominąć, jednak Draco chwycił ją za łokieć.
- Przeproś, szlamo – syknął, obrzydliwie przeciągając samogłoski.
- No, nie dość, że idiota to jeszcze ma przerośnięte ego.
Ślizgon wyswobodził dziewczynę z uścisku, a kiedy ta zrobiła krok do przodu, podstawił jej nogę. Hermiona zachwiała się i z impetem wpadła do wody, Draco natomiast skwitował to jedynie głośnym śmiechem. Kątem oka zauważył leżącą na pomoście książkę, podniósł ją, a kiedy Gryfonka wynurzyła się, schował za plecami.
- Malfoy! Ty kretynie, pomóż mi, no! – Hermiona krzyczała wniebogłosy, jednak Ślizgon puścił te wrzaski mimo uszu. Zadowolony z siebie ruszył w kierunku zamku, śmiejąc się do rozpuku. Tymczasem dziewczyna z pomocą kilku uczniów wydostała się z wody. Kiedy przekonała wszystkich zebranych wokół niej, że wszystko w porządku, wycedziła przez zaciśnięte zęby:
- Gdzie jest Malfoy?! – Zwarła dłonie w pięści i pobiegła w stronę zamku. Jej do tej pory blada twarz teraz nabrała koloru purpury. Szybko mijała kolejne stopnie, aż w końcu stanęła przed portretem.
- Colloportus! – Wypowiedziała ze złością wymagane hasło i szybkim krokiem weszła do Pokoju Wspólnego.
Draco siedział w fotelu, podśmiewując się pod nosem, natomiast Jake - prefekt z domu Roweny Ravenvclaw, zagadywał go o powód jego zadowolenia. Kiedy młody arystokrata zobaczył przemoczoną od stóp do głów Gryfonkę przywdział na usta kpiarski uśmieszek i zapytał nonszalanckim tonem:
- Co, Granger? Czyżby padało? – Ułożył dłonie w piramidkę, wyczekując na odpowiedź.
- Zabiję cię, ty wredny, parszywy karaluchu! – Dziewczyna podbiegła do niego i zaczęła okładać go swoimi małymi piąstkami, wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie głośno. – Jesteś złośliwym dupkiem, chamem…
- Zapomniałaś jeszcze o idiocie – powiedział Draco, nie pozwalając jej na dokończenie wypowiedzi. Jednocześnie próbował uwolnić się spod gradu uderzeń, które fundowała mu Gryfonka.
- Ej, ej! Hermiona, wystarczy już! – Jake, który do tej pory z rozbawieniem przyglądał się zaistniałej sytuacji, postanowił wspomóc Ślizgona. Złapał Hermionę w pasie i przerzucił ją sobie przez ramię. Odstawił ją na ziemię dopiero, gdy uznał, że znajduje się w bezpiecznej odległości od Malfoya. Dziewczyna próbowała się jeszcze wyrywać, ale kiedy zorientowała się, że nie ma szans, dała za wygraną.
- Wszyscy jesteście tacy sami – rzuciła na odchodne i już miała iść do swojego dormitorium, kiedy usłyszała za sobą głos Ślizgona.
- Zwariowałaś? Porównujesz mnie z Wieprzlejem? – Prychnął, spoglądając na Rona, który właśnie pojawił się w Pokoju Wspólnym.
- Zamknij się, Malfoy! – Gryfonka ponownie chciała rzucić się z pięściami na blondyna, jednak zreflektowała się, kiedy przy wejściu zobaczyła swojego chłopaka. – Ron! Yyy, cześć.

~*~

Wiem, że jestem jedną z tych,
co nie boją się żyć.
Gdy dzień zmienia się w ciemną noc,
nie przestraszy mnie nic.
Wiem, że lubię sama być,
trwonić tak cenny czas.
Choć nic się nie dzieje
to dobrze mi jest z tym.3

~*~

Ginny stała naprzeciwko Harry’ego, wpatrując się w jego zielone tęczówki. Z jednej strony czuła jakby przed chwilą spadł jej kamień z serca, z drugiej zaś niecierpliwie czekała na odpowiedź. Jednego była pewna – w tej chwili zaczynało się dla niej coś nowego, nie była jednak do końca przekonana, co to. Uświadomiła sobie, że postawiła ważny krok naprzód, po którym nie ma odwrotu. Wiedziała też, że dobrze zrobiła, wyznając Harry’emu swoje uczucia, bo przecież gdyby tak nie było, nie czułaby się teraz szczęśliwa. Nareszcie. Tak, odetchnęła z ulgą. Zerwała z tajemnicami i niedomówieniami, które niszczyły w gruncie rzeczy jej silny charakter. Udowodniła sobie, że jest Gryfonką z krwi i kości, że Tiara przydzieliła ją do odpowiedniego domu, i że cechy takie jak odwaga i szczerość nie są jej obce. Ginny była z siebie dumna, bo nareszcie stanęła w prawdzie nie tylko przed Harrym, ale też przed sobą. Kiedy cisza między nimi zaczęła robić się męcząca, Harry postanowił zabrać głos. Jednak za każdym razem, gdy próbował coś powiedzieć, ostatecznie zamykał usta, bo wydawało mu się, że wypowiedzenie tych kilku słów nie ma najmniejszego sensu. Ginny natomiast mimowolnie zbliżyła swoją twarz do jego i nieśmiało musnęła spierzchnięte wargi. Po chwili jednak odsunęła się, jakby dotarło do niej, co zrobiła. Już miała odchodzić, kiedy Wybraniec chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Spojrzał w jej orzechowe oczy, wypełnione miłością i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
- Ha, Harry... – zaczęła rudowłosa, kiedy w końcu oderwali się od siebie.
- Ginny, musisz mi coś obiecać – powiedział poważnym tonem, uważnie dobierając słowa.
- Obiecuję – Gryfonka, pełna nadziei wpatrywała się w niego, wyczekując na odpowiedź, której zwiastunem miał być ich pierwszy pocałunek.
- Proszę, nie czekaj na mnie.
Jak się później okazało nadzieja została stłamszona przez niewidzialną rękę magicznej rzeczywistości.

~*~

Kochać to także umieć się rozstać.
Umieć pozwolić komuś odejść,
nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem.
Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości,
jest skierowaniem się ku drugiej osobie,
jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia,
czasem wbrew własnemu.4


_____________
Wykorzystane utwory:
1. Wilki – Ja ogień, Ty woda.
2. Helen Fielding – Dziennik Bridget Jones.
3. Ania Dąbrowska – Trudno mi się przyznać.
4. Vincent van Gogh.

2 lutego 2013

6. „Chętnie zrobiłabym ci na złość, ale na szczęście nie jestem masochistką.”


Wróciłam! Mam nadzieję, że tym razem zostanę na dłużej. Przepraszam za moją nieobecność. Ostatnie miesiące nie były dla mnie najłaskawsze. Działo się dużo różnych rzeczy, głównie niedobrych. W tym czasie kilka razy otwierałam Worda, by coś napisać. Chciałam pisać dla Was, ale poddawałam się, kiedy kilkanaście razy usuwałam jedno zdanie. Ten rozdział powstawał w dwóch częściach – pierwsza jeszcze w czasie, kiedy pisałam regularnie, druga (gorsza, co pewnie wyczujecie) na przestrzeni kilku ostatnich dni. Tym, którzy w czasie mojej stagnacji tutaj zaglądali bardzo dziękuję za cierpliwość.
Dziś w głośnikach Justin Timberlake.
Zapraszam do czytania!


W dormitorium panował półmrok. Jedynym źródłem światła był blask księżyca, oświetlający wielkie dębowe łoże, które wówczas podobne było do sceny. Na owej scenie główni bohaterowie ogrywali właśnie ostatni akt jakiegoś marnego przedstawienia. Jedyny widz tego spektaklu stał zaskoczony, porażony bezceremonialnością aktorów i jednocześnie niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
- Granger! Kurwa, puka się! – Draco nieznacznie uniósł tułów, podpierając się łokciami, tym samym prezentując nagi, umięśniony tors. Hermiona wzdrygnęła się na ten widok. Do tej pory miała tylko jedną okazję zobaczyć obnażonego Ślizgona. Widok ten po raz kolejny zaparł jej dech. Usiłowała wydusić z siebie w miarę sensowne słowa, jednak nic racjonalnego nie przychodziło jej do głowy. Czuła się tak, jakby zapomniała języka w buzi. Draco także zastygł w bezruchu, uważnie przyglądając się Gryfonce. W jego głowie kotłowały się różne myśli. Z jednej strony miał ochotę podejść do Hermiony i wyrzucić ją za drzwi, z drugiej zaś z niewiadomych przyczyn czuł satysfakcję z tego, że Gryfonka zastała go w takiej sytuacji. Napawał się jej zmieszaniem, doznając z tego powodu dużej przyjemności, porównywalnej z tą, którą osiągał podczas seksu. W pewnym momencie spod pledu wychyliła głowę Pansy, przerywając dotychczasową czynność.
- Dracusiu, co ta szlama tu robi? – Powiedziała, podejrzliwie lustrując Hermionę.
- Parkinson, ciebie również miło widzieć. Mam prośbę. Przekaż proszę Malfoyowi, że w ogóle nie interesuje mnie, co i z kim robi w sypialni i, że nie miałam zamiaru do niej zaglądać, jednak jak widać jego pragnienia są tak samo głośne jak i prymitywne, że wiedzą o nich wszyscy mieszkający tutaj prefekci. Powiedz mu też, że nie będę go więcej niepokoić o ile to, co tutaj robi zachowa dla siebie. Zrozumiałaś czy coś powtórzyć? – Gryfonka wylała z siebie potok słów, kiedy w końcu odzyskała mowę. - Aha, i jeszcze jedno. Uważaj, bo magiczna różdżka w rękach, czy tam… ustach nieodpowiedniego czarodzieja może wyrządzić więcej złego niż dobrego. Ale chyba powinnaś o tym wiedzieć, w końcu w tej kwestii nikt nie ma takiego doświadczenia jak ty.
Hermiona odwróciła się na pięcie i wyszła z dormitorium, trzaskając drzwiami, pozostawiając Pansy i Dracona w niemałym osłupieniu. Kiedy w końcu znalazła się w swojej sypialni, emocje, które dotąd starała się trzymać na wodzy, znalazły swoje ujście w drżeniu rąk. Dziewczyna zaczęła nerwowo krążyć po dormitorium. „Granger, jesteś idiotką! Co w ciebie wstąpiło, głupia?! Przecież mogłaś się domyślić, co on tam robi! I jeszcze jakby tego było mało to gapiłaś się na niego jak cielę na malowane wrota, zamiast od razu stamtąd wyjść! No, po prostu kretynka!” W głębi duszy Gryfonka cieszyła się jednak z tego, że była na tyle opanowana, iż zdołała zachować zimną krew. Była z siebie zadowolona, bo udało jej się dogryźć tej głupiej Ślizgonce, której nie lubiła równie bardzo jak Malfoya. Dziewczyna opadła na łóżko. Próbowała zasnąć, jednak kręciła się tylko z boku na bok, ponieważ natrętne myśli nie dawały jej spokoju. Raz za razem przed oczami stawał jej obraz młodego arystokraty. Nienawidziła go, mimo to nie potrafiła powiedzieć o nim, że nie był przystojny. Był i to cholernie, i to wkurzało ją najbardziej. Hermiona usiłowała odganiać od siebie te myśli, jednak bez większych efektów. Po chwili zmorzył ją sen.

~*~

W głowie mi siedzisz wciąż,
o Tobie myślę dzień i noc
czy tego chcę, czy nie.
To, co się mogło stać
już teraz nie połączy nas.
Więc nigdy więcej nie tańcz ze mną,
ten taniec innej dziś daj.
Nigdy więcej nie tańcz ze mną,
już Cię za dobrze znam.*

~*~

Draco nadal pozostawał w bezruchu. Czuł satysfakcję z tego, co nieumyślnie udało mu się osiągnąć, a jednocześnie był zaskoczony postawą Gryfonki. Spodziewał się raczej, że dziewczyna zaniemówi z wrażenia, a jej twarz przybierze szkarłatny odcień, tymczasem było zupełnie inaczej. Do tej pory Ślizgon żył w przekonaniu, że Granger nie ma pojęcia o sprawach, które dla niego stały się codziennością. Uważał ją za świętą szlamę, która o seksie wie tyle ile on byciu mugolem. Tym bardziej nie mógł się nadziwić, że dziewczyna nie tylko nie spłonęła rumieńcem, ale także była w stanie odgryźć się w dość wysublimowany sposób. Draco przeniósł wzrok z drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Hermiona na Pansy, która trajkotała beztreściwie od dobrych kilku minut. Spojrzał na nią lekceważąco, chciał, aby w końcu się zamknęła. Nie zamierzał jednak jej obrazić, aczkolwiek wszystkie słowa, które w obecnej chwili cisnęły mu się na usta mogłyby właśnie to spowodować. Draco miał bowiem ochotę, aby Ślizgonka dokończyła to, co zaczęła przed przyjściem Granger.
- Pansy, zdaje mi się, że czegoś nie dokończyłaś – blondyn pociągnął róg okrywającej go pościeli i odrzucił ją na bok, jednocześnie spoglądając zachęcająco w stronę dziewczyny. Ta natychmiast zrozumiała aluzję, uśmiechnęła się znacząco i okrywając się kołdrą zaczęła powoli zbliżać swoje usta do nabrzmiałego już penisa. „Właśnie w taki sposób powinno łączyć się przyjemne z pożytecznym, prawda Parkinson?” Draco wykrzywił usta w jednym ze swoich ironicznych uśmieszków i z zadowoleniem oddał się w objęcia ekstazy.

~*~

Tego ranka budzik był nieubłagany. Dzwonił nieznośnie głośno domagając się od brązowowłosej Gryfonki, aby ta opuściła swoje ciepłe i wygodne łóżko. W takich chwilach zwykła przeklinać tego, kto wymyślił to diabelskie urządzenie. Zastanawiała się również nad  istnieniem jakiegoś magicznego sposobu, który nie tylko pozwoliłby jej wstać o określonej porze, ale także sprawiłby to, że nie czułaby się jak po spotkaniu ze sporych rozmiarów ciężarówką. Ale dziś była niedziela, kolejną niedzielę została obudzona przez jej zdaniem za głośno dzwoniący budzik. Leżała jeszcze chwilę, ze wszystkich sił próbując zmusić się do wstania. Tym razem heroiczną walkę na krawędzi łóżka wygrała materia, dlatego dziewczyna sięgnęła po budzik i wyłączyła go, po czym niechętnie poczłapała w kierunku łazienki. Ukradkiem spojrzała w lustro, a kiedy zobaczyła w nim swoje odbicie, zaśmiała się w myślach: „Granger, z dnia na dzień jesteś coraz piękniejsza, ale dzisiaj to już przesadziłaś! Z uporem maniaka zabrała się za szczotkowanie zębów. Lubiła smak miętowej pasty, który powoli rozchodził się po języku. Lubiła to delikatne mrowienie, które narastało z każdym ruchem szczoteczki. Po kilku minutach Gryfonka stała już przed szafą, zastanawiając się, co na siebie włożyć. Postawiła na swoje ulubione dżinsowe rurki i miętowo-szarą koszulę. Spojrzała na zegarek, który właśnie wskazywał dziewiątą. Pociągnęła usta błyszczykiem i szybko opuściła dormitorium. Szybkim krokiem przeszła przez pokój wspólny prefektów i wyszła na korytarz. Po kilku minutach dotarła do Wielkiej Sali.
- Zabiłabym za kubek świeżo parzonej kawy. Ron, nalejesz mi? – Uśmiechnęła się do chłopaka, zajmując miejsce obok Ginny. – A gdzie Harry?
- Od samego rana z nikim nie rozmawia, a kiedy wychodziłem, leżał zamyślony na łóżku, więc nawet nie pytałem, czy idzie ze mną – Ron podał Hermionie kubek z gorącym napojem.
- Ginny, musisz z nim pogadać – Gryfonka zwróciła się w stronę Rudej. – Najgorsze, co możecie teraz zrobić to przestać ze sobą rozmawiać. Dobrze wie…
- Dobrze, już dobrze. Pogadam z nim, ale cudów się nie spodziewajcie! – Prychnęła Ginny, tym samym ucinając temat.
Hermiona tymczasem zanurzyła usta w kawie, jednocześnie wdychając jej niesamowity zapach. Nagle po drugiej stronie Wielkiej Sali dało się słyszeć podniesione głosy . Gryfonka upiła łyk napoju i uniosła wzrok znad kubka. Spojrzała w kierunku drzwi, przez które właśnie przechodził Draco razem z uczepioną jego ramienia Pansy. Hermiona w tej samej chwili przypomniała sobie wydarzenia minionego wieczoru. Wspomnienie to spowodowało, że zakrztusiła się kawą, tym samym zwracając na siebie uwagę wszystkich uczniów obecnych w Wielkiej Sali. To zdarzenie nie umknęło również uwadze Ślizgona, który zorientowawszy się o co chodzi, zaśmiał się pod nosem. Tymczasem Ginny energicznie uderzała koleżankę po plecach, aż do momentu, kiedy Hermiona przestała się dusić.
- Dz… Dzięki, Ginny – powiedziała Gryfonka, łapiąc oddech.
- Myślałam, że żartowałaś mówiąc, że zabiłabyś za kawę. A tu proszę, takie atrakcje na dobry początek dnia. Uważaj dziś na siebie, bo znając twoje szczęście, a właściwie jego brak to…
- Będę uważać – bąknęła pod nosem, spoglądając w stronę stołu Ślizgonów. Zauważyła, że Draco opowiada Zabiniemu jakąś bardzo zabawną historię, ponieważ chłopcy co chwilę wybuchali śmiechem. W takich chwilach doceniała pomysły Freda i George’a, jednocześnie plując sobie w brodę, że nie sprawiła sobie chociaż jednego egzemplarza gumowego ucha.
- Słuchasz mnie w ogóle? – Oburzyła się Ruda i pomachała jej dłonią przed nosem.
- Co? Tak, tak – Hermiona odpowiedziała jej nieprzytomnym głosem, nadal wpatrując się w Malfoya.
- Fantastycznie! Więc co o tym myślisz?
- Ale o czym? – Dziewczyna zorientowała się, co powiedziała, gdy Ginny ostentacyjnie wstała od stołu, wypuszczając powietrze z płuc w geście rezygnacji.
- Świetnie. Zgłoś się do mnie, jak już wrócisz do świata żywych – fuknęła i pospiesznie udała się w kierunku drzwi.

~*~

Harry leżał na podłodze w dormitorium chłopców, wpatrując się uparcie w sufit. Po chwili usłyszał ciche pukanie. Nie odzywając się w ogóle, spojrzał jedynie w kierunku drzwi, które ustąpiły, kiedy brązowowłosa Gryfonka nacisnęła klamkę. Wybraniec taksował ją przez moment pochmurnym spojrzeniem, po czym powrócił  do pierwotnej pozycji.
- Cześć, Harry. Ron powiedział mi, że tutaj jesteś – zaczęła nieśmiało Hermiona. - Co robisz?
- Rozmawiam z sufitem, bo wydaje mi się, że rozumie więcej niż podłoga – odpowiedział wykrzywiając usta w ironicznym uśmiechu.
- O, fajnie! Mogę spróbować? – Nie czekając na odpowiedź, dziewczyna zajęła miejsce obok Harry’ego.
- Powiedział ci już ktoś kiedyś, że twój entuzjazm bywa czasem męczący? – Odwróciwszy głowę w jej stronę, uśmiechnął się szczerze. – Dziękuję ci, że przyszłaś. Myślałem, że zgłupieję przez to wszystko. Już nie wiem, co mam o tym myśleć.
- A tak konkretnie to o…
- Ginny. Najpierw mówi „tak”, później „nie”, jeszcze później „może”, a teraz ma mnie gdzieś – powiedział zrezygnowany, jednocześnie przeczesując dłonią ciemną czuprynę.
- Tak myślałam. Dlatego mam dla ciebie to – dziewczyna uśmiechnęła się, sięgając do kieszeni. Wyciągnęła z niej zwitek papieru i podała go Harry’emu. – Może ci się przyda.
- Co to takiego? – Potter zaciekawiony spojrzał na kartkę.
- Znalazłam to kiedyś w pewnej mugolskiej gazecie. Myślę, że ktoś w trochę prześmiewczy, ale jakże trafny sposób zwarł tutaj całą prawdę o kobietach. Przeczytaj.
Harry powoli rozwinął rulonik, pogrążając się w lekturze.

Słowniczek kobiety współczesnej
(hasła wybrane)
Nic – wszystko.
Zaraz – Minimum godzina.
No, no – Udaję, że słucham.
Jestem brzydka – Powiedz, że jestem ładna.
Jestem gruba – Powiedz, że jestem szczupła.
Coś bym zjadła – Nie trudź się, na pewno nie ma tego w lodówce.
Ładne? – Kup.
Nigdzie mnie nie zabierasz – Po co kupuję te wszystkie sukienki?
Nie powinnam jeść tego ostatniego kawałka – (Jak w haśle „jestem gruba.”)
Zostaw mnie! – Nie zostawiaj mnie!
Czekolada – Dwie czekolady.

Wybraniec spojrzał na brązowowłosą Gryfonkę z niemałym zdziwieniem. Po długiej chwili przerwał milczenie, zanosząc się śmiechem.
- Miona, błagam cię. To ma mi pomóc zrozumieć Ginny? Dobre sobie – oddał jej kartkę, nie przestając się śmiać.
- Oh, Harry! Nadal nie rozumiesz?! Ginny traktuje cię teraz ozięble, ale to jest jej rozpaczliwa prośba o odrobinę uwagi z twojej strony. Ona właśnie teraz potrzebuje twojej obecności! – Gryfonka podniosła się z podłogi i stojąc nad Harrym udzielała mu reprymendy. – A tak poza tym to ja nie rozumiem, dlaczego wszyscy wiedzą o tym, że się w niej podkochujesz tylko nie ona sama! Rusz dupę i idź z nią w końcu pogadać, bo jeśli tego nie zrobisz to zaciągnę cię do niej sama. Swoją drogą, to bardzo ciekawe, że tak dobrze radzisz sobie w walce z Voldemortem, a przeraża cię rozmowa z Ginny Weasley. Jesteś… argh, nieważne! Boże, spuść bombę na tę trąbę!
Hermiona popukała się w czoło i szybkim krokiem wyszła z dormitorium. Natomiast Potter błyskawicznie podniósł się z podłogi i wystawiając głowę za framugę drzwi, zawołał donośnym głosem:
- Hermiono Granger, zatrzymaj się!
- Harry, po prostu to zrób! – Krzyknęła i nie zatrzymując się, zbiegła po schodach.
Po burzliwej rozmowie z Wybrańcem udała się na piąte piętro. Wolno przemierzała korytarz, aż w końcu stanęła przed drzwiami biblioteki. Bardzo lubiła tam przychodzić. To miejsce było dla niej w pewnym sensie ostoją. Zawsze, kiedy działo się coś niedobrego, zaszywała się w najdalszym zakamarku tego pomieszczenia, sięgała po „Dziwaczne dylematy czarodziejskie i ich rozwiązania”, po czym zagłębiała się w lekturze. Zapominała wtedy o świecie, który ją otaczał, oddając się w całości tej jednej czynności. Do rzeczywistości przywracała ją wtedy zazwyczaj pani Pince, podsuwając jej pod nos zegarek, którego wskazówki układały się w godzinę dwudziestą. Tym razem jednak dziewczyna postanowiła przygotować obszerne wypracowanie dla profesora Binnsa, dotyczące najnowszych osiągnięć czarodziejstwa. Przechodziła między regałami w poszukiwaniu odpowiednich książek. Kiedy już wybrała kilka interesujących pozycji, postanowiła zająć miejsce przy biurku. Zorientowała się jednak, że zapomniała o piórze i pergaminie, podjęła więc decyzję, że zabierze podręczniki ze sobą, a esej napisze w swoim dormitorium. Hermiona pożegnała uśmiechem panią Pince i wyszła z biblioteki, wolnym krokiem udając się na czwarte piętro.

~*~

Czy to skończy się w ten sposób?
Czy tak się pożegnamy?
Powinienem wiedzieć,
że doprowadzisz mnie do płaczu.
Pęka mi serce, kiedy patrzę jak uciekasz [...]
Dziewczyno,
pamiętam wszystko co mówiłaś,
mówiłaś, że czas ruszyć na przód.
Może powinienem zrobić to samo.**


~*~

W tym samym czasie Draco razem z Blaise'em siedzieli w pokoju wspólnym prefektów. Blondyn uraczał swojego towarzysza soczystym opisem zdarzeń minionego wieczoru.
- Dałbym wszystko, żeby zobaczyć jej minę – Zabini wykrzywił usta w ironicznym uśmieszku, jednocześnie napełniając szklanki ognistą.
- Naprawdę, żałuj, że nie widziałeś tego przedstawienia! – Draco sięgnął po trunek i pociągnął z lubością solidny łyk.
- A, to dlatego szlama zareagowała w taki sposób przy śniadaniu. No, nie powiem, Smoku, mistrzowskie posunięcie. A co na to Pansy? – Zapytał Blaise z nutką konsternacji w głosie, a Malfoy cicho się zaśmiał.
- Parkinson to tępa dzida, niewiele z tego wszystkiego zrozumiała, o ile w ogóle. Kurwa, nie wierzę, że to mówię, ale szlama całkiem nieźle jej wczoraj dojebała. Śmiałbym się nawet trochę, gdyby nie to, że powiedziała to Granger – odpowiedział Ślizgon umyślnie pomijając niektóre szczegóły.
Chłopcy spędzili w pokoju wspólnym dużo czasu, później rozmawiali już tylko o zbliżającym się treningu quidditcha. Młody Malfoy opowiadał Zabiniemu o swojej nowej strategii. Planował wprowadzić do drużyny dwóch nowych ścigających, których poczynania na miotle śledził od dłuższego czasu. Około jedenastej Blaise opuścił PW prefektów, Draco natomiast ruszył schodami w kierunku swojego dormitorium. Kiedy pokonywał kolejne stopnie z dołu dobiegł go huk spadających książek. Odwrócił się mimowolnie i opierając się o balustradę, przypatrywał się poczynaniom Hermiony.
- Co, Granger! Dziurawe ręce? – Na ustach Dracona pojawił się jeden z jego kpiarskich uśmieszków.
- Cholera, jeszcze ciebie mi tu, Malfoy brakowało – Gryfonka podniosła wzrok i spojrzała w kierunku blondyna.
- To już drugi raz, kiedy książki lecą ci z rąk na mój widok – powiedział z przekąsem, puszczając jej uwagę mimo uszu. – Uważaj, bo jeszcze sobie pomyślę, że się we mnie zakochałaś.
- Chętnie zrobiłabym ci na złość, ale na szczęście nie jestem masochistką – odpowiedziała ze stoickim spokojem w głosie.
Hermiona pozbierała resztę książek z podłogi i ruszyła w kierunku schodów, natomiast Draco nadal stał na górze. Kiedy dziewczyna znalazła się obok niego, ponownie się odezwał.
- Ja mam na to swoją teorię – tym razem ton jego głosu był zupełnie wyprany z emocji i w ogóle nie zwiastował tego, co miało nastąpić za chwilę.
Ślizgon bowiem stanął tuż za plecami Hermiony, szepcząc filuternie.
- Podobało ci się wczoraj, prawda Granger?
Gryfonka pozostała jednak niewzruszona i postanowiła doprowadzić do końca gierkę, którą rozpoczął jej rozmówca.
- Nie wiem, o czym mówisz, Malfoy – odpowiedziała nie odwracając się nawet o milimetr.
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Widziałem jak na mnie patrzyłaś. Nie, żeby mi to schlebiało, w końcu jesteś szlamą.
W tym samym momencie Hermiona zebrała w sobie wszystkie siły i pokonując niechęć, odwróciła się w stronę blondyna.
- Wiesz co, Malfoy? Dam ci jedną radę – przysunęła się do niego tak, że ich ciała niemalże stykały się ze sobą, powoli zbliżyła swoje usta do jego ucha i powiedziała, mrucząc przy tym jak kotka:
- Spierdalaj.
Po tym przygryzła delikatnie dolną wargę, wbijając w niego swoje czekoladowe tęczówki, by po chwili zamknąć za sobą drzwi dormitorium.

~*~


Kusisz zapachami,
prowokujesz gestem,
wodzisz za mną wzrokiem,
czterogłowym smokiem.
Namierzasz radarami,
jestem jak ruchomy cel,
naostrzone zęby,
nie polubię Cię!***


_____________

Wykorzystane utwory:
* - Ania Dąbrowska – Nigdy więcej nie tańcz ze mną.
** - Justin Timberlake – What goes around… Comes around.
*** - Monika Brodka – Granda.