Wróciłam! Mam nadzieję,
że tym razem zostanę na dłużej. Przepraszam za moją nieobecność. Ostatnie
miesiące nie były dla mnie najłaskawsze. Działo się dużo różnych rzeczy,
głównie niedobrych. W tym czasie kilka razy otwierałam Worda, by coś napisać.
Chciałam pisać dla Was, ale poddawałam się, kiedy kilkanaście razy usuwałam jedno
zdanie. Ten rozdział powstawał w dwóch częściach – pierwsza jeszcze w czasie,
kiedy pisałam regularnie, druga (gorsza, co pewnie wyczujecie) na przestrzeni
kilku ostatnich dni. Tym, którzy w czasie mojej stagnacji tutaj zaglądali bardzo
dziękuję za cierpliwość.
Dziś w głośnikach Justin Timberlake.
Zapraszam do
czytania!
W dormitorium
panował półmrok. Jedynym źródłem światła był blask księżyca, oświetlający
wielkie dębowe łoże, które wówczas podobne było do sceny. Na owej scenie główni
bohaterowie ogrywali właśnie ostatni akt jakiegoś marnego przedstawienia.
Jedyny widz tego spektaklu stał zaskoczony, porażony bezceremonialnością
aktorów i jednocześnie niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
- Granger!
Kurwa, puka się! – Draco nieznacznie uniósł tułów, podpierając się łokciami,
tym samym prezentując nagi, umięśniony tors. Hermiona wzdrygnęła się na ten
widok. Do tej pory miała tylko jedną okazję zobaczyć obnażonego Ślizgona. Widok
ten po raz kolejny zaparł jej dech. Usiłowała wydusić z siebie w miarę sensowne
słowa, jednak nic racjonalnego nie przychodziło jej do głowy. Czuła się tak,
jakby zapomniała języka w buzi. Draco także zastygł w bezruchu, uważnie
przyglądając się Gryfonce. W jego głowie kotłowały się różne myśli. Z jednej
strony miał ochotę podejść do Hermiony i wyrzucić ją za drzwi, z drugiej zaś z
niewiadomych przyczyn czuł satysfakcję z tego, że Gryfonka zastała go w takiej
sytuacji. Napawał się jej zmieszaniem, doznając z tego powodu dużej
przyjemności, porównywalnej z tą, którą osiągał podczas seksu. W pewnym
momencie spod pledu wychyliła głowę Pansy, przerywając dotychczasową czynność.
- Dracusiu, co
ta szlama tu robi? – Powiedziała, podejrzliwie lustrując Hermionę.
- Parkinson, ciebie
również miło widzieć. Mam prośbę. Przekaż proszę Malfoyowi, że w ogóle nie
interesuje mnie, co i z kim robi w sypialni i, że nie miałam zamiaru do niej
zaglądać, jednak jak widać jego pragnienia są tak samo głośne jak i prymitywne,
że wiedzą o nich wszyscy mieszkający tutaj prefekci. Powiedz mu też, że nie
będę go więcej niepokoić o ile to, co tutaj robi zachowa dla siebie. Zrozumiałaś
czy coś powtórzyć? – Gryfonka wylała z siebie potok słów, kiedy w końcu
odzyskała mowę. - Aha, i jeszcze jedno. Uważaj, bo magiczna różdżka w rękach,
czy tam… ustach nieodpowiedniego czarodzieja może wyrządzić więcej złego niż
dobrego. Ale chyba powinnaś o tym wiedzieć, w końcu w tej kwestii nikt nie ma
takiego doświadczenia jak ty.
Hermiona
odwróciła się na pięcie i wyszła z dormitorium, trzaskając drzwiami,
pozostawiając Pansy i Dracona w niemałym osłupieniu. Kiedy w końcu znalazła się
w swojej sypialni, emocje, które dotąd starała się trzymać na wodzy, znalazły
swoje ujście w drżeniu rąk. Dziewczyna zaczęła nerwowo krążyć po dormitorium. „Granger, jesteś idiotką! Co w ciebie
wstąpiło, głupia?! Przecież mogłaś się domyślić, co on tam robi! I jeszcze
jakby tego było mało to gapiłaś się na niego jak cielę na malowane wrota,
zamiast od razu stamtąd wyjść! No, po prostu kretynka!” W głębi duszy
Gryfonka cieszyła się jednak z tego, że była na tyle opanowana, iż zdołała
zachować zimną krew. Była z siebie zadowolona, bo udało jej się dogryźć tej
głupiej Ślizgonce, której nie lubiła równie bardzo jak Malfoya. Dziewczyna
opadła na łóżko. Próbowała zasnąć, jednak kręciła się tylko z boku na bok,
ponieważ natrętne myśli nie dawały jej spokoju. Raz za razem przed oczami
stawał jej obraz młodego arystokraty. Nienawidziła go, mimo to nie potrafiła
powiedzieć o nim, że nie był przystojny. Był i to cholernie, i to wkurzało ją
najbardziej. Hermiona usiłowała odganiać od siebie te myśli, jednak bez
większych efektów. Po chwili zmorzył ją sen.
~*~
W głowie mi
siedzisz wciąż,
o Tobie myślę
dzień i noc
czy tego chcę,
czy nie.
To, co się mogło
stać
już teraz nie
połączy nas.
Więc nigdy
więcej nie tańcz ze mną,
ten taniec innej
dziś daj.
Nigdy więcej nie
tańcz ze mną,
już Cię za dobrze
znam.*
~*~
Draco nadal
pozostawał w bezruchu. Czuł satysfakcję z tego, co nieumyślnie udało mu się
osiągnąć, a jednocześnie był zaskoczony postawą Gryfonki. Spodziewał się
raczej, że dziewczyna zaniemówi z wrażenia, a jej twarz przybierze szkarłatny
odcień, tymczasem było zupełnie inaczej. Do tej pory Ślizgon żył w przekonaniu,
że Granger nie ma pojęcia o sprawach, które dla niego stały się codziennością.
Uważał ją za świętą szlamę, która o seksie wie tyle ile on byciu mugolem. Tym
bardziej nie mógł się nadziwić, że dziewczyna nie tylko nie spłonęła rumieńcem,
ale także była w stanie odgryźć się w dość wysublimowany sposób. Draco
przeniósł wzrok z drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Hermiona na Pansy,
która trajkotała beztreściwie od dobrych kilku minut. Spojrzał na nią
lekceważąco, chciał, aby w końcu się zamknęła. Nie zamierzał jednak jej
obrazić, aczkolwiek wszystkie słowa, które w obecnej chwili cisnęły mu się na
usta mogłyby właśnie to spowodować. Draco miał bowiem ochotę, aby Ślizgonka
dokończyła to, co zaczęła przed przyjściem Granger.
- Pansy, zdaje
mi się, że czegoś nie dokończyłaś – blondyn pociągnął róg okrywającej go
pościeli i odrzucił ją na bok, jednocześnie spoglądając zachęcająco w stronę
dziewczyny. Ta natychmiast zrozumiała aluzję, uśmiechnęła się znacząco i
okrywając się kołdrą zaczęła powoli zbliżać swoje usta do nabrzmiałego już penisa.
„Właśnie w taki sposób powinno łączyć się
przyjemne z pożytecznym, prawda Parkinson?” Draco wykrzywił usta w jednym
ze swoich ironicznych uśmieszków i z zadowoleniem oddał się w objęcia ekstazy.
~*~
Tego ranka
budzik był nieubłagany. Dzwonił nieznośnie głośno domagając się od
brązowowłosej Gryfonki, aby ta opuściła swoje ciepłe i wygodne łóżko. W takich
chwilach zwykła przeklinać tego, kto wymyślił to diabelskie urządzenie.
Zastanawiała się również nad istnieniem
jakiegoś magicznego sposobu, który nie tylko pozwoliłby jej wstać o określonej
porze, ale także sprawiłby to, że nie czułaby się jak po spotkaniu ze sporych
rozmiarów ciężarówką. Ale dziś była niedziela, kolejną niedzielę została
obudzona przez jej zdaniem za głośno dzwoniący budzik. Leżała jeszcze chwilę,
ze wszystkich sił próbując zmusić się do wstania. Tym razem heroiczną walkę na
krawędzi łóżka wygrała materia, dlatego dziewczyna sięgnęła po budzik i
wyłączyła go, po czym niechętnie poczłapała w kierunku łazienki. Ukradkiem
spojrzała w lustro, a kiedy zobaczyła w nim swoje odbicie, zaśmiała się w
myślach: „Granger, z dnia na dzień jesteś
coraz piękniejsza, ale dzisiaj to już przesadziłaś!” Z uporem maniaka zabrała się za szczotkowanie zębów. Lubiła smak
miętowej pasty, który powoli rozchodził się po języku. Lubiła to delikatne
mrowienie, które narastało z każdym ruchem szczoteczki. Po kilku minutach
Gryfonka stała już przed szafą, zastanawiając się, co na siebie włożyć.
Postawiła na swoje ulubione dżinsowe rurki i miętowo-szarą koszulę. Spojrzała
na zegarek, który właśnie wskazywał dziewiątą. Pociągnęła usta błyszczykiem i
szybko opuściła dormitorium. Szybkim krokiem przeszła przez pokój wspólny
prefektów i wyszła na korytarz. Po kilku minutach dotarła do Wielkiej Sali.
- Zabiłabym za
kubek świeżo parzonej kawy. Ron, nalejesz mi? – Uśmiechnęła się do chłopaka,
zajmując miejsce obok Ginny. – A gdzie Harry?
- Od samego rana
z nikim nie rozmawia, a kiedy wychodziłem, leżał zamyślony na łóżku, więc nawet
nie pytałem, czy idzie ze mną – Ron podał Hermionie kubek z gorącym napojem.
- Ginny, musisz
z nim pogadać – Gryfonka zwróciła się w stronę Rudej. – Najgorsze, co możecie
teraz zrobić to przestać ze sobą rozmawiać. Dobrze wie…
- Dobrze, już
dobrze. Pogadam z nim, ale cudów się nie spodziewajcie! – Prychnęła Ginny, tym
samym ucinając temat.
Hermiona
tymczasem zanurzyła usta w kawie, jednocześnie wdychając jej niesamowity
zapach. Nagle po drugiej stronie Wielkiej Sali dało się słyszeć podniesione
głosy . Gryfonka upiła łyk napoju i uniosła wzrok znad kubka. Spojrzała w
kierunku drzwi, przez które właśnie przechodził Draco razem z uczepioną jego
ramienia Pansy. Hermiona w tej samej chwili przypomniała sobie wydarzenia
minionego wieczoru. Wspomnienie to spowodowało, że zakrztusiła się kawą, tym
samym zwracając na siebie uwagę wszystkich uczniów obecnych w Wielkiej Sali. To
zdarzenie nie umknęło również uwadze Ślizgona, który zorientowawszy się o co
chodzi, zaśmiał się pod nosem. Tymczasem Ginny energicznie uderzała koleżankę
po plecach, aż do momentu, kiedy Hermiona przestała się dusić.
- Dz… Dzięki,
Ginny – powiedziała Gryfonka, łapiąc oddech.
- Myślałam, że
żartowałaś mówiąc, że zabiłabyś za kawę. A tu proszę, takie atrakcje na dobry
początek dnia. Uważaj dziś na siebie, bo znając twoje szczęście, a właściwie
jego brak to…
- Będę uważać –
bąknęła pod nosem, spoglądając w stronę stołu Ślizgonów. Zauważyła, że Draco
opowiada Zabiniemu jakąś bardzo zabawną historię, ponieważ chłopcy co chwilę
wybuchali śmiechem. W takich chwilach doceniała pomysły Freda i George’a,
jednocześnie plując sobie w brodę, że nie sprawiła sobie chociaż jednego
egzemplarza gumowego ucha.
- Słuchasz mnie
w ogóle? – Oburzyła się Ruda i pomachała jej dłonią przed nosem.
- Co? Tak, tak –
Hermiona odpowiedziała jej nieprzytomnym głosem, nadal wpatrując się w Malfoya.
- Fantastycznie!
Więc co o tym myślisz?
- Ale o czym? –
Dziewczyna zorientowała się, co powiedziała, gdy Ginny ostentacyjnie wstała od
stołu, wypuszczając powietrze z płuc w geście rezygnacji.
- Świetnie.
Zgłoś się do mnie, jak już wrócisz do świata żywych – fuknęła i pospiesznie
udała się w kierunku drzwi.
~*~
Harry leżał na
podłodze w dormitorium chłopców, wpatrując się uparcie w sufit. Po chwili
usłyszał ciche pukanie. Nie odzywając się w ogóle, spojrzał jedynie w kierunku
drzwi, które ustąpiły, kiedy brązowowłosa Gryfonka nacisnęła klamkę. Wybraniec
taksował ją przez moment pochmurnym spojrzeniem, po czym powrócił do pierwotnej pozycji.
- Cześć, Harry.
Ron powiedział mi, że tutaj jesteś – zaczęła nieśmiało Hermiona. - Co robisz?
- Rozmawiam z
sufitem, bo wydaje mi się, że rozumie więcej niż podłoga – odpowiedział
wykrzywiając usta w ironicznym uśmiechu.
- O, fajnie!
Mogę spróbować? – Nie czekając na odpowiedź, dziewczyna zajęła miejsce obok
Harry’ego.
- Powiedział ci
już ktoś kiedyś, że twój entuzjazm bywa czasem męczący? – Odwróciwszy głowę w
jej stronę, uśmiechnął się szczerze. – Dziękuję ci, że przyszłaś. Myślałem, że
zgłupieję przez to wszystko. Już nie wiem, co mam o tym myśleć.
- A tak
konkretnie to o…
- Ginny.
Najpierw mówi „tak”, później „nie”, jeszcze później „może”, a teraz ma mnie
gdzieś – powiedział zrezygnowany, jednocześnie przeczesując dłonią ciemną
czuprynę.
- Tak myślałam.
Dlatego mam dla ciebie to – dziewczyna uśmiechnęła się, sięgając do kieszeni.
Wyciągnęła z niej zwitek papieru i podała go Harry’emu. – Może ci się przyda.
- Co to takiego?
– Potter zaciekawiony spojrzał na kartkę.
- Znalazłam to
kiedyś w pewnej mugolskiej gazecie. Myślę, że ktoś w trochę prześmiewczy, ale
jakże trafny sposób zwarł tutaj całą prawdę o kobietach. Przeczytaj.
Harry powoli
rozwinął rulonik, pogrążając się w lekturze.
Słowniczek kobiety współczesnej
(hasła wybrane)
Nic – wszystko.
Zaraz – Minimum
godzina.
No, no – Udaję,
że słucham.
Jestem brzydka –
Powiedz, że jestem ładna.
Jestem gruba –
Powiedz, że jestem szczupła.
Coś bym zjadła –
Nie trudź się, na pewno nie ma tego w lodówce.
Ładne? – Kup.
Nigdzie mnie nie
zabierasz – Po co kupuję te wszystkie sukienki?
Nie powinnam
jeść tego ostatniego kawałka – (Jak w haśle „jestem gruba.”)
Zostaw mnie! –
Nie zostawiaj mnie!
Czekolada – Dwie
czekolady.
Wybraniec
spojrzał na brązowowłosą Gryfonkę z niemałym zdziwieniem. Po długiej chwili
przerwał milczenie, zanosząc się śmiechem.
- Miona, błagam
cię. To ma mi pomóc zrozumieć Ginny? Dobre sobie – oddał jej kartkę, nie
przestając się śmiać.
- Oh, Harry!
Nadal nie rozumiesz?! Ginny traktuje cię teraz ozięble, ale to jest jej
rozpaczliwa prośba o odrobinę uwagi z twojej strony. Ona właśnie teraz
potrzebuje twojej obecności! – Gryfonka podniosła się z podłogi i stojąc nad
Harrym udzielała mu reprymendy. – A tak poza tym to ja nie rozumiem, dlaczego
wszyscy wiedzą o tym, że się w niej podkochujesz tylko nie ona sama! Rusz dupę
i idź z nią w końcu pogadać, bo jeśli tego nie zrobisz to zaciągnę cię do niej
sama. Swoją drogą, to bardzo ciekawe, że tak dobrze radzisz sobie w walce z
Voldemortem, a przeraża cię rozmowa z Ginny Weasley. Jesteś… argh, nieważne!
Boże, spuść bombę na tę trąbę!
Hermiona
popukała się w czoło i szybkim krokiem wyszła z dormitorium. Natomiast Potter
błyskawicznie podniósł się z podłogi i wystawiając głowę za framugę drzwi,
zawołał donośnym głosem:
- Hermiono
Granger, zatrzymaj się!
- Harry, po
prostu to zrób! – Krzyknęła i nie zatrzymując się, zbiegła po schodach.
Po burzliwej
rozmowie z Wybrańcem udała się na piąte piętro. Wolno przemierzała korytarz, aż
w końcu stanęła przed drzwiami biblioteki. Bardzo lubiła tam przychodzić. To
miejsce było dla niej w pewnym sensie ostoją. Zawsze, kiedy działo się coś
niedobrego, zaszywała się w najdalszym zakamarku tego pomieszczenia, sięgała po
„Dziwaczne dylematy czarodziejskie i ich rozwiązania”, po czym zagłębiała się w
lekturze. Zapominała wtedy o świecie, który ją otaczał, oddając się w całości
tej jednej czynności. Do rzeczywistości przywracała ją wtedy zazwyczaj pani
Pince, podsuwając jej pod nos zegarek, którego wskazówki układały się w godzinę
dwudziestą. Tym razem jednak dziewczyna postanowiła przygotować obszerne
wypracowanie dla profesora Binnsa, dotyczące najnowszych osiągnięć
czarodziejstwa. Przechodziła między regałami w poszukiwaniu odpowiednich
książek. Kiedy już wybrała kilka interesujących pozycji, postanowiła zająć
miejsce przy biurku. Zorientowała się jednak, że zapomniała o piórze i pergaminie,
podjęła więc decyzję, że zabierze podręczniki ze sobą, a esej napisze w swoim
dormitorium. Hermiona pożegnała uśmiechem panią Pince i wyszła z biblioteki,
wolnym krokiem udając się na czwarte piętro.
~*~
Czy to skończy
się w ten sposób?
Czy tak się
pożegnamy?
Powinienem
wiedzieć,
że doprowadzisz
mnie do płaczu.
Pęka mi serce,
kiedy patrzę jak uciekasz [...]
Dziewczyno,
pamiętam
wszystko co mówiłaś,
mówiłaś, że czas
ruszyć na przód.
Może powinienem
zrobić to samo.**
~*~
W tym samym
czasie Draco razem z Blaise'em siedzieli w pokoju wspólnym prefektów. Blondyn
uraczał swojego towarzysza soczystym opisem zdarzeń minionego wieczoru.
- Dałbym
wszystko, żeby zobaczyć jej minę – Zabini wykrzywił usta w ironicznym
uśmieszku, jednocześnie napełniając szklanki ognistą.
- Naprawdę,
żałuj, że nie widziałeś tego przedstawienia! – Draco sięgnął po trunek i
pociągnął z lubością solidny łyk.
- A, to dlatego
szlama zareagowała w taki sposób przy śniadaniu. No, nie powiem, Smoku,
mistrzowskie posunięcie. A co na to Pansy? – Zapytał Blaise z nutką
konsternacji w głosie, a Malfoy cicho się zaśmiał.
- Parkinson to
tępa dzida, niewiele z tego wszystkiego zrozumiała, o ile w ogóle. Kurwa, nie
wierzę, że to mówię, ale szlama całkiem nieźle jej wczoraj dojebała. Śmiałbym
się nawet trochę, gdyby nie to, że powiedziała to Granger – odpowiedział Ślizgon
umyślnie pomijając niektóre szczegóły.
Chłopcy spędzili
w pokoju wspólnym dużo czasu, później rozmawiali już tylko o zbliżającym się
treningu quidditcha. Młody Malfoy opowiadał Zabiniemu o swojej nowej strategii.
Planował wprowadzić do drużyny dwóch nowych ścigających, których poczynania na
miotle śledził od dłuższego czasu. Około jedenastej Blaise opuścił PW
prefektów, Draco natomiast ruszył schodami w kierunku swojego dormitorium.
Kiedy pokonywał kolejne stopnie z dołu dobiegł go huk spadających książek.
Odwrócił się mimowolnie i opierając się o balustradę, przypatrywał się
poczynaniom Hermiony.
- Co, Granger!
Dziurawe ręce? – Na ustach Dracona pojawił się jeden z jego kpiarskich
uśmieszków.
- Cholera,
jeszcze ciebie mi tu, Malfoy brakowało – Gryfonka podniosła wzrok i spojrzała w
kierunku blondyna.
- To już drugi
raz, kiedy książki lecą ci z rąk na mój widok – powiedział z przekąsem,
puszczając jej uwagę mimo uszu. – Uważaj, bo jeszcze sobie pomyślę, że się we
mnie zakochałaś.
- Chętnie
zrobiłabym ci na złość, ale na szczęście nie jestem masochistką – odpowiedziała
ze stoickim spokojem w głosie.
Hermiona
pozbierała resztę książek z podłogi i ruszyła w kierunku schodów, natomiast
Draco nadal stał na górze. Kiedy dziewczyna znalazła się obok niego, ponownie
się odezwał.
- Ja mam na to
swoją teorię – tym razem ton jego głosu był zupełnie wyprany z emocji i w ogóle
nie zwiastował tego, co miało nastąpić za chwilę.
Ślizgon bowiem
stanął tuż za plecami Hermiony, szepcząc filuternie.
- Podobało ci
się wczoraj, prawda Granger?
Gryfonka
pozostała jednak niewzruszona i postanowiła doprowadzić do końca gierkę, którą
rozpoczął jej rozmówca.
- Nie wiem, o
czym mówisz, Malfoy – odpowiedziała nie odwracając się nawet o milimetr.
- Dobrze wiesz,
o czym mówię. Widziałem jak na mnie patrzyłaś. Nie, żeby mi to schlebiało, w
końcu jesteś szlamą.
W tym samym
momencie Hermiona zebrała w sobie wszystkie siły i pokonując niechęć, odwróciła
się w stronę blondyna.
- Wiesz co,
Malfoy? Dam ci jedną radę – przysunęła się do niego tak, że ich ciała niemalże
stykały się ze sobą, powoli zbliżyła swoje usta do jego ucha i powiedziała,
mrucząc przy tym jak kotka:
- Spierdalaj.
Po tym
przygryzła delikatnie dolną wargę, wbijając w niego swoje czekoladowe tęczówki,
by po chwili zamknąć za sobą drzwi dormitorium.
~*~
Kusisz zapachami,
prowokujesz gestem,
wodzisz za mną wzrokiem,
czterogłowym smokiem.
Namierzasz radarami,
jestem jak ruchomy cel,
naostrzone zęby,
nie polubię Cię!***
prowokujesz gestem,
wodzisz za mną wzrokiem,
czterogłowym smokiem.
Namierzasz radarami,
jestem jak ruchomy cel,
naostrzone zęby,
nie polubię Cię!***
_____________
Wykorzystane
utwory:
* - Ania
Dąbrowska – Nigdy więcej nie tańcz ze mną.
** - Justin Timberlake – What goes around… Comes around.
*** - Monika
Brodka – Granda.