2 lutego 2013

6. „Chętnie zrobiłabym ci na złość, ale na szczęście nie jestem masochistką.”


Wróciłam! Mam nadzieję, że tym razem zostanę na dłużej. Przepraszam za moją nieobecność. Ostatnie miesiące nie były dla mnie najłaskawsze. Działo się dużo różnych rzeczy, głównie niedobrych. W tym czasie kilka razy otwierałam Worda, by coś napisać. Chciałam pisać dla Was, ale poddawałam się, kiedy kilkanaście razy usuwałam jedno zdanie. Ten rozdział powstawał w dwóch częściach – pierwsza jeszcze w czasie, kiedy pisałam regularnie, druga (gorsza, co pewnie wyczujecie) na przestrzeni kilku ostatnich dni. Tym, którzy w czasie mojej stagnacji tutaj zaglądali bardzo dziękuję za cierpliwość.
Dziś w głośnikach Justin Timberlake.
Zapraszam do czytania!


W dormitorium panował półmrok. Jedynym źródłem światła był blask księżyca, oświetlający wielkie dębowe łoże, które wówczas podobne było do sceny. Na owej scenie główni bohaterowie ogrywali właśnie ostatni akt jakiegoś marnego przedstawienia. Jedyny widz tego spektaklu stał zaskoczony, porażony bezceremonialnością aktorów i jednocześnie niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
- Granger! Kurwa, puka się! – Draco nieznacznie uniósł tułów, podpierając się łokciami, tym samym prezentując nagi, umięśniony tors. Hermiona wzdrygnęła się na ten widok. Do tej pory miała tylko jedną okazję zobaczyć obnażonego Ślizgona. Widok ten po raz kolejny zaparł jej dech. Usiłowała wydusić z siebie w miarę sensowne słowa, jednak nic racjonalnego nie przychodziło jej do głowy. Czuła się tak, jakby zapomniała języka w buzi. Draco także zastygł w bezruchu, uważnie przyglądając się Gryfonce. W jego głowie kotłowały się różne myśli. Z jednej strony miał ochotę podejść do Hermiony i wyrzucić ją za drzwi, z drugiej zaś z niewiadomych przyczyn czuł satysfakcję z tego, że Gryfonka zastała go w takiej sytuacji. Napawał się jej zmieszaniem, doznając z tego powodu dużej przyjemności, porównywalnej z tą, którą osiągał podczas seksu. W pewnym momencie spod pledu wychyliła głowę Pansy, przerywając dotychczasową czynność.
- Dracusiu, co ta szlama tu robi? – Powiedziała, podejrzliwie lustrując Hermionę.
- Parkinson, ciebie również miło widzieć. Mam prośbę. Przekaż proszę Malfoyowi, że w ogóle nie interesuje mnie, co i z kim robi w sypialni i, że nie miałam zamiaru do niej zaglądać, jednak jak widać jego pragnienia są tak samo głośne jak i prymitywne, że wiedzą o nich wszyscy mieszkający tutaj prefekci. Powiedz mu też, że nie będę go więcej niepokoić o ile to, co tutaj robi zachowa dla siebie. Zrozumiałaś czy coś powtórzyć? – Gryfonka wylała z siebie potok słów, kiedy w końcu odzyskała mowę. - Aha, i jeszcze jedno. Uważaj, bo magiczna różdżka w rękach, czy tam… ustach nieodpowiedniego czarodzieja może wyrządzić więcej złego niż dobrego. Ale chyba powinnaś o tym wiedzieć, w końcu w tej kwestii nikt nie ma takiego doświadczenia jak ty.
Hermiona odwróciła się na pięcie i wyszła z dormitorium, trzaskając drzwiami, pozostawiając Pansy i Dracona w niemałym osłupieniu. Kiedy w końcu znalazła się w swojej sypialni, emocje, które dotąd starała się trzymać na wodzy, znalazły swoje ujście w drżeniu rąk. Dziewczyna zaczęła nerwowo krążyć po dormitorium. „Granger, jesteś idiotką! Co w ciebie wstąpiło, głupia?! Przecież mogłaś się domyślić, co on tam robi! I jeszcze jakby tego było mało to gapiłaś się na niego jak cielę na malowane wrota, zamiast od razu stamtąd wyjść! No, po prostu kretynka!” W głębi duszy Gryfonka cieszyła się jednak z tego, że była na tyle opanowana, iż zdołała zachować zimną krew. Była z siebie zadowolona, bo udało jej się dogryźć tej głupiej Ślizgonce, której nie lubiła równie bardzo jak Malfoya. Dziewczyna opadła na łóżko. Próbowała zasnąć, jednak kręciła się tylko z boku na bok, ponieważ natrętne myśli nie dawały jej spokoju. Raz za razem przed oczami stawał jej obraz młodego arystokraty. Nienawidziła go, mimo to nie potrafiła powiedzieć o nim, że nie był przystojny. Był i to cholernie, i to wkurzało ją najbardziej. Hermiona usiłowała odganiać od siebie te myśli, jednak bez większych efektów. Po chwili zmorzył ją sen.

~*~

W głowie mi siedzisz wciąż,
o Tobie myślę dzień i noc
czy tego chcę, czy nie.
To, co się mogło stać
już teraz nie połączy nas.
Więc nigdy więcej nie tańcz ze mną,
ten taniec innej dziś daj.
Nigdy więcej nie tańcz ze mną,
już Cię za dobrze znam.*

~*~

Draco nadal pozostawał w bezruchu. Czuł satysfakcję z tego, co nieumyślnie udało mu się osiągnąć, a jednocześnie był zaskoczony postawą Gryfonki. Spodziewał się raczej, że dziewczyna zaniemówi z wrażenia, a jej twarz przybierze szkarłatny odcień, tymczasem było zupełnie inaczej. Do tej pory Ślizgon żył w przekonaniu, że Granger nie ma pojęcia o sprawach, które dla niego stały się codziennością. Uważał ją za świętą szlamę, która o seksie wie tyle ile on byciu mugolem. Tym bardziej nie mógł się nadziwić, że dziewczyna nie tylko nie spłonęła rumieńcem, ale także była w stanie odgryźć się w dość wysublimowany sposób. Draco przeniósł wzrok z drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Hermiona na Pansy, która trajkotała beztreściwie od dobrych kilku minut. Spojrzał na nią lekceważąco, chciał, aby w końcu się zamknęła. Nie zamierzał jednak jej obrazić, aczkolwiek wszystkie słowa, które w obecnej chwili cisnęły mu się na usta mogłyby właśnie to spowodować. Draco miał bowiem ochotę, aby Ślizgonka dokończyła to, co zaczęła przed przyjściem Granger.
- Pansy, zdaje mi się, że czegoś nie dokończyłaś – blondyn pociągnął róg okrywającej go pościeli i odrzucił ją na bok, jednocześnie spoglądając zachęcająco w stronę dziewczyny. Ta natychmiast zrozumiała aluzję, uśmiechnęła się znacząco i okrywając się kołdrą zaczęła powoli zbliżać swoje usta do nabrzmiałego już penisa. „Właśnie w taki sposób powinno łączyć się przyjemne z pożytecznym, prawda Parkinson?” Draco wykrzywił usta w jednym ze swoich ironicznych uśmieszków i z zadowoleniem oddał się w objęcia ekstazy.

~*~

Tego ranka budzik był nieubłagany. Dzwonił nieznośnie głośno domagając się od brązowowłosej Gryfonki, aby ta opuściła swoje ciepłe i wygodne łóżko. W takich chwilach zwykła przeklinać tego, kto wymyślił to diabelskie urządzenie. Zastanawiała się również nad  istnieniem jakiegoś magicznego sposobu, który nie tylko pozwoliłby jej wstać o określonej porze, ale także sprawiłby to, że nie czułaby się jak po spotkaniu ze sporych rozmiarów ciężarówką. Ale dziś była niedziela, kolejną niedzielę została obudzona przez jej zdaniem za głośno dzwoniący budzik. Leżała jeszcze chwilę, ze wszystkich sił próbując zmusić się do wstania. Tym razem heroiczną walkę na krawędzi łóżka wygrała materia, dlatego dziewczyna sięgnęła po budzik i wyłączyła go, po czym niechętnie poczłapała w kierunku łazienki. Ukradkiem spojrzała w lustro, a kiedy zobaczyła w nim swoje odbicie, zaśmiała się w myślach: „Granger, z dnia na dzień jesteś coraz piękniejsza, ale dzisiaj to już przesadziłaś! Z uporem maniaka zabrała się za szczotkowanie zębów. Lubiła smak miętowej pasty, który powoli rozchodził się po języku. Lubiła to delikatne mrowienie, które narastało z każdym ruchem szczoteczki. Po kilku minutach Gryfonka stała już przed szafą, zastanawiając się, co na siebie włożyć. Postawiła na swoje ulubione dżinsowe rurki i miętowo-szarą koszulę. Spojrzała na zegarek, który właśnie wskazywał dziewiątą. Pociągnęła usta błyszczykiem i szybko opuściła dormitorium. Szybkim krokiem przeszła przez pokój wspólny prefektów i wyszła na korytarz. Po kilku minutach dotarła do Wielkiej Sali.
- Zabiłabym za kubek świeżo parzonej kawy. Ron, nalejesz mi? – Uśmiechnęła się do chłopaka, zajmując miejsce obok Ginny. – A gdzie Harry?
- Od samego rana z nikim nie rozmawia, a kiedy wychodziłem, leżał zamyślony na łóżku, więc nawet nie pytałem, czy idzie ze mną – Ron podał Hermionie kubek z gorącym napojem.
- Ginny, musisz z nim pogadać – Gryfonka zwróciła się w stronę Rudej. – Najgorsze, co możecie teraz zrobić to przestać ze sobą rozmawiać. Dobrze wie…
- Dobrze, już dobrze. Pogadam z nim, ale cudów się nie spodziewajcie! – Prychnęła Ginny, tym samym ucinając temat.
Hermiona tymczasem zanurzyła usta w kawie, jednocześnie wdychając jej niesamowity zapach. Nagle po drugiej stronie Wielkiej Sali dało się słyszeć podniesione głosy . Gryfonka upiła łyk napoju i uniosła wzrok znad kubka. Spojrzała w kierunku drzwi, przez które właśnie przechodził Draco razem z uczepioną jego ramienia Pansy. Hermiona w tej samej chwili przypomniała sobie wydarzenia minionego wieczoru. Wspomnienie to spowodowało, że zakrztusiła się kawą, tym samym zwracając na siebie uwagę wszystkich uczniów obecnych w Wielkiej Sali. To zdarzenie nie umknęło również uwadze Ślizgona, który zorientowawszy się o co chodzi, zaśmiał się pod nosem. Tymczasem Ginny energicznie uderzała koleżankę po plecach, aż do momentu, kiedy Hermiona przestała się dusić.
- Dz… Dzięki, Ginny – powiedziała Gryfonka, łapiąc oddech.
- Myślałam, że żartowałaś mówiąc, że zabiłabyś za kawę. A tu proszę, takie atrakcje na dobry początek dnia. Uważaj dziś na siebie, bo znając twoje szczęście, a właściwie jego brak to…
- Będę uważać – bąknęła pod nosem, spoglądając w stronę stołu Ślizgonów. Zauważyła, że Draco opowiada Zabiniemu jakąś bardzo zabawną historię, ponieważ chłopcy co chwilę wybuchali śmiechem. W takich chwilach doceniała pomysły Freda i George’a, jednocześnie plując sobie w brodę, że nie sprawiła sobie chociaż jednego egzemplarza gumowego ucha.
- Słuchasz mnie w ogóle? – Oburzyła się Ruda i pomachała jej dłonią przed nosem.
- Co? Tak, tak – Hermiona odpowiedziała jej nieprzytomnym głosem, nadal wpatrując się w Malfoya.
- Fantastycznie! Więc co o tym myślisz?
- Ale o czym? – Dziewczyna zorientowała się, co powiedziała, gdy Ginny ostentacyjnie wstała od stołu, wypuszczając powietrze z płuc w geście rezygnacji.
- Świetnie. Zgłoś się do mnie, jak już wrócisz do świata żywych – fuknęła i pospiesznie udała się w kierunku drzwi.

~*~

Harry leżał na podłodze w dormitorium chłopców, wpatrując się uparcie w sufit. Po chwili usłyszał ciche pukanie. Nie odzywając się w ogóle, spojrzał jedynie w kierunku drzwi, które ustąpiły, kiedy brązowowłosa Gryfonka nacisnęła klamkę. Wybraniec taksował ją przez moment pochmurnym spojrzeniem, po czym powrócił  do pierwotnej pozycji.
- Cześć, Harry. Ron powiedział mi, że tutaj jesteś – zaczęła nieśmiało Hermiona. - Co robisz?
- Rozmawiam z sufitem, bo wydaje mi się, że rozumie więcej niż podłoga – odpowiedział wykrzywiając usta w ironicznym uśmiechu.
- O, fajnie! Mogę spróbować? – Nie czekając na odpowiedź, dziewczyna zajęła miejsce obok Harry’ego.
- Powiedział ci już ktoś kiedyś, że twój entuzjazm bywa czasem męczący? – Odwróciwszy głowę w jej stronę, uśmiechnął się szczerze. – Dziękuję ci, że przyszłaś. Myślałem, że zgłupieję przez to wszystko. Już nie wiem, co mam o tym myśleć.
- A tak konkretnie to o…
- Ginny. Najpierw mówi „tak”, później „nie”, jeszcze później „może”, a teraz ma mnie gdzieś – powiedział zrezygnowany, jednocześnie przeczesując dłonią ciemną czuprynę.
- Tak myślałam. Dlatego mam dla ciebie to – dziewczyna uśmiechnęła się, sięgając do kieszeni. Wyciągnęła z niej zwitek papieru i podała go Harry’emu. – Może ci się przyda.
- Co to takiego? – Potter zaciekawiony spojrzał na kartkę.
- Znalazłam to kiedyś w pewnej mugolskiej gazecie. Myślę, że ktoś w trochę prześmiewczy, ale jakże trafny sposób zwarł tutaj całą prawdę o kobietach. Przeczytaj.
Harry powoli rozwinął rulonik, pogrążając się w lekturze.

Słowniczek kobiety współczesnej
(hasła wybrane)
Nic – wszystko.
Zaraz – Minimum godzina.
No, no – Udaję, że słucham.
Jestem brzydka – Powiedz, że jestem ładna.
Jestem gruba – Powiedz, że jestem szczupła.
Coś bym zjadła – Nie trudź się, na pewno nie ma tego w lodówce.
Ładne? – Kup.
Nigdzie mnie nie zabierasz – Po co kupuję te wszystkie sukienki?
Nie powinnam jeść tego ostatniego kawałka – (Jak w haśle „jestem gruba.”)
Zostaw mnie! – Nie zostawiaj mnie!
Czekolada – Dwie czekolady.

Wybraniec spojrzał na brązowowłosą Gryfonkę z niemałym zdziwieniem. Po długiej chwili przerwał milczenie, zanosząc się śmiechem.
- Miona, błagam cię. To ma mi pomóc zrozumieć Ginny? Dobre sobie – oddał jej kartkę, nie przestając się śmiać.
- Oh, Harry! Nadal nie rozumiesz?! Ginny traktuje cię teraz ozięble, ale to jest jej rozpaczliwa prośba o odrobinę uwagi z twojej strony. Ona właśnie teraz potrzebuje twojej obecności! – Gryfonka podniosła się z podłogi i stojąc nad Harrym udzielała mu reprymendy. – A tak poza tym to ja nie rozumiem, dlaczego wszyscy wiedzą o tym, że się w niej podkochujesz tylko nie ona sama! Rusz dupę i idź z nią w końcu pogadać, bo jeśli tego nie zrobisz to zaciągnę cię do niej sama. Swoją drogą, to bardzo ciekawe, że tak dobrze radzisz sobie w walce z Voldemortem, a przeraża cię rozmowa z Ginny Weasley. Jesteś… argh, nieważne! Boże, spuść bombę na tę trąbę!
Hermiona popukała się w czoło i szybkim krokiem wyszła z dormitorium. Natomiast Potter błyskawicznie podniósł się z podłogi i wystawiając głowę za framugę drzwi, zawołał donośnym głosem:
- Hermiono Granger, zatrzymaj się!
- Harry, po prostu to zrób! – Krzyknęła i nie zatrzymując się, zbiegła po schodach.
Po burzliwej rozmowie z Wybrańcem udała się na piąte piętro. Wolno przemierzała korytarz, aż w końcu stanęła przed drzwiami biblioteki. Bardzo lubiła tam przychodzić. To miejsce było dla niej w pewnym sensie ostoją. Zawsze, kiedy działo się coś niedobrego, zaszywała się w najdalszym zakamarku tego pomieszczenia, sięgała po „Dziwaczne dylematy czarodziejskie i ich rozwiązania”, po czym zagłębiała się w lekturze. Zapominała wtedy o świecie, który ją otaczał, oddając się w całości tej jednej czynności. Do rzeczywistości przywracała ją wtedy zazwyczaj pani Pince, podsuwając jej pod nos zegarek, którego wskazówki układały się w godzinę dwudziestą. Tym razem jednak dziewczyna postanowiła przygotować obszerne wypracowanie dla profesora Binnsa, dotyczące najnowszych osiągnięć czarodziejstwa. Przechodziła między regałami w poszukiwaniu odpowiednich książek. Kiedy już wybrała kilka interesujących pozycji, postanowiła zająć miejsce przy biurku. Zorientowała się jednak, że zapomniała o piórze i pergaminie, podjęła więc decyzję, że zabierze podręczniki ze sobą, a esej napisze w swoim dormitorium. Hermiona pożegnała uśmiechem panią Pince i wyszła z biblioteki, wolnym krokiem udając się na czwarte piętro.

~*~

Czy to skończy się w ten sposób?
Czy tak się pożegnamy?
Powinienem wiedzieć,
że doprowadzisz mnie do płaczu.
Pęka mi serce, kiedy patrzę jak uciekasz [...]
Dziewczyno,
pamiętam wszystko co mówiłaś,
mówiłaś, że czas ruszyć na przód.
Może powinienem zrobić to samo.**


~*~

W tym samym czasie Draco razem z Blaise'em siedzieli w pokoju wspólnym prefektów. Blondyn uraczał swojego towarzysza soczystym opisem zdarzeń minionego wieczoru.
- Dałbym wszystko, żeby zobaczyć jej minę – Zabini wykrzywił usta w ironicznym uśmieszku, jednocześnie napełniając szklanki ognistą.
- Naprawdę, żałuj, że nie widziałeś tego przedstawienia! – Draco sięgnął po trunek i pociągnął z lubością solidny łyk.
- A, to dlatego szlama zareagowała w taki sposób przy śniadaniu. No, nie powiem, Smoku, mistrzowskie posunięcie. A co na to Pansy? – Zapytał Blaise z nutką konsternacji w głosie, a Malfoy cicho się zaśmiał.
- Parkinson to tępa dzida, niewiele z tego wszystkiego zrozumiała, o ile w ogóle. Kurwa, nie wierzę, że to mówię, ale szlama całkiem nieźle jej wczoraj dojebała. Śmiałbym się nawet trochę, gdyby nie to, że powiedziała to Granger – odpowiedział Ślizgon umyślnie pomijając niektóre szczegóły.
Chłopcy spędzili w pokoju wspólnym dużo czasu, później rozmawiali już tylko o zbliżającym się treningu quidditcha. Młody Malfoy opowiadał Zabiniemu o swojej nowej strategii. Planował wprowadzić do drużyny dwóch nowych ścigających, których poczynania na miotle śledził od dłuższego czasu. Około jedenastej Blaise opuścił PW prefektów, Draco natomiast ruszył schodami w kierunku swojego dormitorium. Kiedy pokonywał kolejne stopnie z dołu dobiegł go huk spadających książek. Odwrócił się mimowolnie i opierając się o balustradę, przypatrywał się poczynaniom Hermiony.
- Co, Granger! Dziurawe ręce? – Na ustach Dracona pojawił się jeden z jego kpiarskich uśmieszków.
- Cholera, jeszcze ciebie mi tu, Malfoy brakowało – Gryfonka podniosła wzrok i spojrzała w kierunku blondyna.
- To już drugi raz, kiedy książki lecą ci z rąk na mój widok – powiedział z przekąsem, puszczając jej uwagę mimo uszu. – Uważaj, bo jeszcze sobie pomyślę, że się we mnie zakochałaś.
- Chętnie zrobiłabym ci na złość, ale na szczęście nie jestem masochistką – odpowiedziała ze stoickim spokojem w głosie.
Hermiona pozbierała resztę książek z podłogi i ruszyła w kierunku schodów, natomiast Draco nadal stał na górze. Kiedy dziewczyna znalazła się obok niego, ponownie się odezwał.
- Ja mam na to swoją teorię – tym razem ton jego głosu był zupełnie wyprany z emocji i w ogóle nie zwiastował tego, co miało nastąpić za chwilę.
Ślizgon bowiem stanął tuż za plecami Hermiony, szepcząc filuternie.
- Podobało ci się wczoraj, prawda Granger?
Gryfonka pozostała jednak niewzruszona i postanowiła doprowadzić do końca gierkę, którą rozpoczął jej rozmówca.
- Nie wiem, o czym mówisz, Malfoy – odpowiedziała nie odwracając się nawet o milimetr.
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Widziałem jak na mnie patrzyłaś. Nie, żeby mi to schlebiało, w końcu jesteś szlamą.
W tym samym momencie Hermiona zebrała w sobie wszystkie siły i pokonując niechęć, odwróciła się w stronę blondyna.
- Wiesz co, Malfoy? Dam ci jedną radę – przysunęła się do niego tak, że ich ciała niemalże stykały się ze sobą, powoli zbliżyła swoje usta do jego ucha i powiedziała, mrucząc przy tym jak kotka:
- Spierdalaj.
Po tym przygryzła delikatnie dolną wargę, wbijając w niego swoje czekoladowe tęczówki, by po chwili zamknąć za sobą drzwi dormitorium.

~*~


Kusisz zapachami,
prowokujesz gestem,
wodzisz za mną wzrokiem,
czterogłowym smokiem.
Namierzasz radarami,
jestem jak ruchomy cel,
naostrzone zęby,
nie polubię Cię!***


_____________

Wykorzystane utwory:
* - Ania Dąbrowska – Nigdy więcej nie tańcz ze mną.
** - Justin Timberlake – What goes around… Comes around.
*** - Monika Brodka – Granda.